Dzień Unii Europejskiej. Mój sen o Europie, w której każdy może poczuć się zaproszony.
Dzień Unii Europejskiej dla wielu jest symbolem wspólnoty, pokoju i współpracy.
Dla mnie, osoby niewidomej, ten dzień ma głębszy, bardziej osobisty wymiar. Nie
doświadczam Europy wizualnie – nie widzę flag, map ani zabytków. Moje
pojmowanie tej wspólnoty opiera się na zmysłach: dotyku, dźwięku, zapachu i
smaku. Dlatego moje marzenie o Europie jest silnie związane z pragnieniem inkluzywności,
z poczuciem, że każdy, niezależnie od swoich ograniczeń, może czuć się jej
pełnoprawną częścią.
Święto Unii Europejskiej to dla mnie nie tylko przypomnienie historycznych
faktów, ale przede wszystkim pytanie o realność tej wspólnoty w codziennym
doświadczeniu. Czy ta Europa, o której się mówi, ma dla mnie konkretny,
namacalny wymiar? Czy jestem w niej obecna nie tylko formalnie, ale jako osoba,
której potrzeby są uwzględniane? Moje doświadczenie Europy nie jest wizualne,
lecz zmysłowe, dlatego tak bardzo zależy mi na tym, aby ta wspólnota była
odczuwalna w konkretnych gestach i działaniach.
Europa to dla mnie symfonia dźwięków – gwar ulic, melodyjność języków, śmiech
ludzi. To paleta smaków – od słodkich wypieków po pikantne potrawy. To feeria
zapachów – kawy, kwiatów, morskiej bryzy. Przede wszystkim to ludzie, ich
historie i emocje. To przestrzeń, gdzie różnorodność powinna być siłą, a
odmienność bogactwem. Bez wizualnych bodźców, moje poczucie Europy kształtuje
się poprzez interakcje, doświadczenia i to, jak bardzo czuję się w nich
uwzględniona.
„Poczuć się zaproszonym” to doświadczyć, że moje potrzeby są brane pod uwagę,
że moje uczestnictwo jest wartościowe. To usłyszeć pytanie o pomoc, zanim o nią
poproszę. To dotknąć poręczy ułatwiającej poruszanie się. To usłyszeć zrozumiały
komunikat. To poczuć, że ktoś dostosowuje tempo, bym mogła dotrzymać kroku.
Brak takich gestów tworzy niewidzialną barierę, poczucie pominięcia w tej
wspólnotowej idei.
Nie widzę Europy, ale mogę ją poczuć
Moje doświadczenie Europy jest głęboko zmysłowe, aktywne i angażujące. Wspólnotę
europejską rozpoznaję przez bogactwo dźwięków języków, które choć różne, niosą
uniwersalne emocje. Smaki lokalnych potraw odkrywają historię i tradycję
regionów, tworząc wspólną kulinarną mapę. Języki, mimo różnic, są kluczem do
poznania innych kultur i nawiązania kontaktu, dając poczucie przynależności.
Prosty gest podania ciasteczka w Brukseli, pełen pasji głos przewodniczki w
Madrycie, zapach kawy w Rzymie – te drobne, zmysłowe doświadczenia składają się
na moje poczucie europejskości, świadomość bycia częścią czegoś większego i
różnorodnego.
Kluczowe jest, czy instytucje i społeczeństwa komunikują się ze mną w sposób
dostępny. Cieszę się z audiodeskrypcji, dostosowanych stron internetowych i
oferowanej pomocy. Smutno mi, gdy napotykam bariery w komunikacji i
dostępności. Europa powinna mówić wieloma językami, dostosowując komunikację do
różnych potrzeb.
Gdzie zaczyna się prawdziwa wspólnota?
Prawdziwa wspólnota wyrasta z konkretnych gestów, z codziennych interakcji, z
poczucia wzajemnej troski, a nie z deklaracji i haseł.
Wzniosłe hasła o jedności bez konkretnych działań są puste. Prawdziwa
integracja zaczyna się od prostych gestów życzliwości: pomocy, ustąpienia
miejsca, opisu otoczenia. Te małe akty budują mosty i dają poczucie
bezpieczeństwa i akceptacji.
Sprzedawczyni na targu w Krakowie, która pozwoliła mi dotknąć owoców, kobieta
na koncercie w Berlinie, która opisywała mi scenę – to przykłady sytuacji, w
których poczułam się częścią wspólnoty, a moje doświadczenie zostało
uwzględnione.
Podanie dłoni, zaoferowanie pomocy w poruszaniu się, opisanie przestrzeni,
zaproszenie do rozmowy – to proste gesty, które dla mnie są realnym dowodem na
to, że jestem zauważana i akceptowana jako część społeczności.
Mój sen o Europie, w której nikt nie czuje się pominięty.
Moje marzenie to Europa, gdzie
różnorodność jest celebrowana, a potrzeby każdego traktowane z szacunkiem,
realizowana aktywnie w każdym aspekcie życia społecznego.
Wyobrażam sobie Europę o zapachu świeżego chleba, symbolu gościnności, i
mówiącą ciepłym, zrozumiałym głosem, który nie wyklucza, lecz zaprasza do
dialogu i współpracy.
Marzę o Europie, gdzie każdy ma swoje miejsce nie tylko w przepisach, ale
przede wszystkim przy wspólnym stole, metaforze gościnności i akceptacji, gdzie
różnice są bogactwem, a każdy głos jest cenny.
Dodałabym więcej empatii i uważności w codziennych interakcjach, aby ludzie
częściej próbowali zrozumieć perspektywę innych, a drobne gesty życzliwości
stały się normą, a dostępność naturalną częścią projektowania.
Dzień Unii Europejskiej i ciasteczko, które może być zaproszeniem.
Dzień Unii Europejskiej to okazja do
refleksji nad budowaniem wspólnej przyszłości, gdzie małe gesty mają ogromną
moc tworzenia poczucia przynależności.
Drobne gesty uważności i empatii mają ogromną moc, dając poczucie bycia
zauważonym i troski, budując fundament solidarności i jedności europejskiej.
Prosty, ludzki gest komunikuje więcej niż formalne dokumenty, przełamując
bariery i budując relacje, pokazując, że za przepisami stoją ludzie gotowi
wyjść naprzeciw potrzebom innych.
Moje marzenie to Europa o smaku akceptacji i gościnności, wspólnota, która
zaprasza każdego do swojego stołu, dając poczucie przynależności.
Moje doświadczenie Europy jest inne, ale prawdziwe. Nie potrzebuję wzroku, by
czuć przynależność – odczuwam to poprzez zmysły i interakcje z ludźmi.
Marzę o Europie, która naprawdę widzi różnorodność swoich mieszkańców, z ich
unikalnymi potrzebami i perspektywami, aktywnie dążąc do pełnego uczestnictwa
każdego.
Prawdziwa wspólnota ma sens tylko wtedy, gdy każdy czuje się do niej
zaproszony, akceptowany i włączony. To moje marzenie o Europie – o wspólnocie,
która nie wyklucza, ale integruje, budując przyszłość, w której każdy może
powiedzieć: „Jestem częścią tego”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz