Dzień Leniwych Spacerów i moja prawda: „Nie trzeba patrzeć, by iść z radością”
Czym dla mnie jest Dzień Leniwych Spacerów
Dziś 19 czerwca w dzień wolny od pracy przypada Dzień Leniwych Spacerów czuję, że mogę celebrować coś ważnego coś, co wielu przeocza. To nie święto lenistwa, ale obecności. Ma przypominać, świat istnieje nie tylko w pośpiechu, ale w oddechu, w smaku chwili, w rytmie serca. Dla mnie spacer to dowód, że życie można przeżyć spokojniej i z większą uwagą oraz radością.
Nie biegam, nie śpieszę się – i dobrze mi z tym
Opiszę po krotce dzisiejszy spokojny poranek. Wychodzę z domu bez zegarka i telefonu. Ustalam jedynie: idę na spacer. Kroki od razu wolniejsze niż zwykle, serce wyraźniej czuje bicie. Wrażenie: „mogę iść, nie muszę się śpieszyć”. Kiedyś uznawałam spieszne spacery za normę za coś oczywistego. Dziś, uznaję, że warto zwolnić. I dobrze mi z tym.
Leniwy spacer jako akt wolności i uważności
Pewnego popołudnia poczułam, jak wolność wkroczyła w moje ciało. Uliczny gwar staje się tłem. Ja pojawiam się ze swoim rytmem. Zatrzymuję się, słucham cichej melodii: stukot kół tramwaju, szum drzew, śpiew ptaków, śmiech dzieci. To moja wolność – mogę wejść w nią w każdej chwili.
Moja definicja „chodzenia z radością” – bez wzroku, ale z lekkością
Radość to nie skok na skocznię, to miękkość w krokach, lekkość w kroku, gdy przewieszam ciało przez powietrze z każdym ruchem. To zbawienna świadomość: „jestem tu, jestem żywa, jestem obecna”. Nawet bez wzroku, czuję tę lekkość w ogniwach w swoich krokach.
Nie trzeba patrzeć, żeby iść – moje ciało zna drogę
O słuchaniu własnego kroku i rytmu
Pewien dzień: szłam chodnikiem ze znajomą. Ona spojrzała na zegarek. Ja słyszałam krok, krok, krok. Wtem, nagła zmiana, z asfaltu w miękką trawę. Wilgotny oddech ziemi dotarł do moich nozdrzy. Byłam dokładnie tam, gdzie miałam być i chciałam tam być.
Dźwięki, które prowadzą mnie przez przestrzeń
Szłam ścieżką w parku, gdy usłyszałam: kropla wody spadająca do kałuży, przez moment odbijało się echo. To mnie skierowało w kierunku fontanny. Zatrzymałam się, by poczuć ochłodę powietrza. Kiedy inne zmysły kierują moim ruchem wiem, że idę dobrze.
Kiedy zaufanie do siebie staje się najlepszą mapą
Był dzień, w którym odcięło mi Wi-Fi i dane. Zamiast się martwić, zaufałam własnemu odczuciu: „Idę prosto, aż poczuję różnicę.” I poczułam ławka, zapach igliwia, miękki grunt. Ciało mi podpowiedziało, ścieżka prowadzi dalej. To było piękne nie potrzebowałam mapy.
Dotyk, zapach i powietrze na policzku – zmysły, które spacerują ze mną
Spokój bywa intensywny. Jak to czuć? Ktoś dmucha w mój policzek chłodnym powietrzem ale nie widzę słońca, widzę moc zmian w temperaturze. Uwaga czuję, kiedy otwiera się teren leśny, kiedy ścieżka zmienia się w parkową alejkę. To mój sposób na widzenie całości. I jest mi z tym dobrze.
Co czuję, gdy idę – poza chodnikiem
Dlaczego zapach trawy potrafi dodać energii
Kilka kroków przez park zapach świeżej trawy, kwitnących kwiatów unosi się wokoło. Trawa jest wilgotna, ciężka, jak miękki dywan. Natychmiast dostałam przypływu energii. Uśmiech pojawia się spontanicznie. Czuję że mogę czynić więcej, gdy ciało ma to wsparcie.
Jak zmienia się powietrze, gdy wchodzę w cień, choć tego nie widzę
Na chwilę wkraczam w chłodniejszy obszar. To nie światło mnie prowadzi, to subtelna różnica temperatury. Już wiem, że jestem pod drzewami. To uspokaja czuję, że idę w bezpieczne miejsce, naturalne.
Ciastko Dr Gerard jako towarzysz drogi – smak, który niczego nie wymaga
Czemu zabieram ciastko na spacer, a nie aparat
Mam przy sobie przekąskę w formie ciastka zawsze chowam ją w kieszeniach mojego palta. Ono nie potrzebuje zdjęć. Ono jest po prostu tu, przy mnie. Nie potrzebuje dokumentacji, bo nie o to w tym chodzi. Ważne jest, że je czuję. Gdy mam aparat, zaczynam fotografować. Gdy mam ciastko, zaczynam smakować.
Smak jako przyjaciel odpoczynku
Pierwszy kęs, miękkie, lekko chrupiące. W smaku,wanilia i subtelne masło. Nic nie udaje, świat po prostu istnieje. To moja klamra chwili obejmuje wszystko dźwięki, zapachy, umysł. Smak skupia, pokazuje tu i teraz.
Leniwy spacer + słodka pauza = duet idealny
Moja definicja spacerów: zakończone zdanie „co dalej” zamknięciem smaku i powrotem do siebie. Spacer uświadamia chcę poczuć tu i teraz. Ciastko dodaje tej chwili celebracji. To duet doskonały, obecność + smak.
Dzień Leniwych Spacerów to nie święto lenistwa, tylko obecności
O niepośpiechu, który leczy głowę
Kiedy krok wolniejszy głowa się uspokaja. Nie analizuje, nie planuje. Odpoczywa. Po spacerze nie mam listy rzeczy do zrobienia. Mam spokój, lekkość myśli i gotowość do zmian.
Czego uczą mnie wolniejsze dni
Uczę się słuchania. Wyciszam zbędny szum. Zauważam szczegóły odgłos ptaka, skrzypiąca pod stopami ziemia, zapachy wędrujące po powietrzu. Uczę się cierpliwości nie muszę się spieszyć, by coś mieć.
Radość, która nie zależy od tego, dokąd idziesz, tylko jak idziesz
Jednego dnia droga prowadzi mnie do ławki, a innymi tylko w kółko wokół pomnika. Ważne nie miejsce, ale jak idę publiczne, prywatne, zmysłowe. Kroczę z radością, bo po prostu idę.
Nie widzę, ale wiem, kiedy idę dobrze – bo to się czuje
Idę bez wkładu wzroku i… czuje się dobrze. Gdy powietrze osiada miękko, gdy kroki łagodnie opadają, gdy umysł milknie to mój znak. Znam go lepiej niż sygnał czerwonego światła.
Co oznacza „dobry spacer” dla mnie
To spacer, który zostawia czucie w ciele i w sobie. To spotkanie z własnym tempem, rytmem, potrzebą pauzy. To krok, którego nie muszę tłumaczyć zwyczajny i wystarczający.
O intymnej relacji z przestrzenią – i z sobą samą
Spacer to rozmowa, dialog: ścieżka mówi do mnie, ja odpowiadam ciałem i oddechem. To moja strefa spotkania z sobą. W niej uczę się życia bez zbędnego pośpiechu.
Wolne tempo jako wybór, nie ograniczenie
Im wolniej idę, tym silniej czuję, że mam wybór. Krok nie jest ograniczeniem jest sygnałem do powiedzenia: „jestem tu, na swoich zasadach, w swoim rytmie”.
Zakończenie: Moja prawda na Dzień Leniwych Spacerów
Radość nie ma koloru, ale ma rytm
Kiedy wyłączam wzrok, rytm staje się moim światłem. Powolny, stały, spokojny. To moja radość, mój kolor choć niewidzialny.
Iść, nie pędzić, zatrzymać się – nawet tylko po to, by wyjąć ciastko
To najpiękniejszy dowód: mogę spontanicznie wszystko zatrzymać. I przeżyć chwilę tylko dla siebie. Bo warto.
I przypomnieć sobie, że droga bez obrazów też potrafi być piękna
Nie potrzebuję oczu, by świat był piękny. Potrzebuję kroków, powietrza, smaku ciastka, ciszy, obecności. To moja definicja spaceru nie idealna, ale moja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz