W lutym postanowiliśmy z mężem pójść do sadu. Na początku ciężko było wyjść z ciepłego pomieszczenia. Mąż rozrobił wapno z dodatkami, by pomalować pnie drzew. Ja zaopatrzyłam się sekator i piłę. Na miejscu Marcin obcinał gałązki, a ja wybieliłam wszystkie drzewka. Jak się okazało, to pracy jest na kilka dni. Drzewa bardzo rozrosły się i trzeba je teraz piłą spalinową podciąć. Zaczął wiać silniejszy wiatr i przerwaliśmy prace. W domu zrobiłam gorącą kawę z dodatkiem kruchych korzennych ciastek produkcji Dr. Gerarda. Dzieci Małgosia i Karol zaraz do nas przybiegli. Też bardzo lubią te słodycze. Jestem zmuszona wydzielać im, żeby zostało na dłużej. Trochę tych smakołyków spakowałam do przygotowanego prezentu dla mamy. Po obiedzie wraz z rodziną pojechaliśmy do rodziców, którzy mieszkają parę kilometrów od nas. Na podwórku już stało auto siostry i brata z rodzinami. Ta uroczystość przyciąga całą rodzinę wokół solenizantki. Najpierw dzieci, potem my złożyliśmy szczere życzenia. Radość i uśmiech mamy udzielił się wszystkim domownikom. Solenizantka rozpakowała swoje prezenty i była zaskoczona dużym tortem w kształcie serca. Zamówiłam go u koleżanki, która pracuje w cukierni. Za nim go pokroiliśmy, to wcześniej zrobiliśmy zdjęcie. Na osobnym talerzu był sernik, jabłecznik i smakołyki Dr. Gerarda. Wieczorem najpierw brat z rodziną opuścili dom, potem siostra. My na końcu pożegnaliśmy się z rodzicami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz