Do niedawna moja rodzina cieszyła się zdrowiem. Bardzo zwracamy uwagę podczas podróży do pracy i zakupów w sklepie. Tym bardziej, że mieszkamy z rodzicami. Mama pomaga w pilnowaniu dzieci jak jedziemy do pracy. Od pewnego czasu zauważyłam, że z pulchnej kobiety stała się wręcz chuda. Często zapytywałam ją czy dobrze się czuje. Ona powiedziała o braku łaknienia. zadzwoniłam po teleporadę, bo nie ma wizyt lekarskich. W tych czasach trudno leczyć się. Następnego dnia pani doktor zadzwoniła. Podczas rozmowy lekarz zaproponował skierowanie na badania. Wieczorem mama poczuła się źle.więc szybko spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy. Także włożyłam do torby wodę mineralną i dwie paczki ulubionych ciastek produkcji Dr. Gerarda. Mąż Marcin zawiózł nas na szpitalny oddział ratunkowy. Najpierw musieliśmy przejść przez specjalnie ustawiony namiot. Wypełniliśmy ankietę i zmierzono nam temperaturę. Mamie pobrano wymaz na koronawirusa. Po pół godzinie wyszedł wynik ujemny. Potem poszła na wstępny wywiad i mieliśmy czekać na wezwanie lekarza. Było sporo ludzi na poczekalni. Dodatkowo jeździli z pacjentami chorymi na wirus. Jak mieli przejeżdżać z chorym przez korytarz, to musieliśmy przejść do innego korytarza. Kto nie mógł chodzić, to przykrywał twarz. Potem szybko mopem przecierali korytarz. Wtedy mogli powrócić pacjenci. Czas wizyty wydłużał się do czterech godzin. Po zbadaniu mamy skierowaną ją na badania krwi i prześwietlenia klatki. Po odczekaniu następnych trzech godzin postanowiono zatrzymać mamę w szpitalu. Ja z nerwów podjadałam ciasteczka Dr. Gerarda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz