Jaki
ja przeżyłem horror!!! Mój synek z drużyną Juniorów pojechał do Torunia na
mecz. Ja musiałem zostać w domu. Starałem się, ale nie udało mi się. Musiałem czekać
z telefonem w ręku na zdjęcia lub filmiki przesłane przez innych rodziców. Aby
jr. nie padł mi przed albo po meczu, zapakowałem draże i słodycze Dr Gerard. Natomiast
Ci, którzy zostali w domach, siedzieli i zaciskali zęby za nasze drużyny. Osobiście
przygotowałem dozwolony doping: ciastka Animals Butter i herbatniki Mafijne.
Dzisiejszego popołudnia rywalizowaliśmy z drużynami DAP Akademia Piłki Ręcznej Toruń. Odbyły się dwa zaciekłe spotkania. W pierwszym na parkiecie spotkały się dziewczyny. Po wyrównanej rywalizacji padł remis 7 do 7. Następnie na boisko wybiegli Panowie, z moim Krzysiem w składzie. Z nerwów zjadłem cały zapas ciastek i wziąłem się za obgryzanie paznokci. Z wiadomości od rodziców, dowiedziałem się, że Nasi gniotą. Na dowód przysłano na wspólną grupę Messenger filmiki. Nie chcę być nieskromny, ale na większości z nich mój Krzysztof zdobywa bramki. Ciśnienie zeszło. Wiedziałem, że stres go nie zjadł. Miałem przeczucie, iż mecze rozegrane w drużynie seniorskiej pomogły mu poukładać w głowie. Przecież ma dopiero piętnaście lat. Dla mnie to mały synuś, chociaż prawie mnie przerósł. Mam nadzieję, że młodsze dziecko pójdzie w jego ślady. Również trenuje piłką ręczną, ale czy starczy jej samozaparcia? Jako Rodzice staramy się wspierać nasze pociechy. Czy chodzi o naukę, czy sport. Zwracamy uwagę, aby nie porównywać ich i nie krytykować. Dlatego Marysia trenowała już: piłkę nożną, dancehall, akrobatykę, balet. Teraz przyszedł czas na piłkę ręczną. Co przyniesie przyszłość? Kto to wie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz