Każdy z nas ma kogoś bliskiego na cmentarzu. Właśnie miesiąc
listopad kojarzy mi się podróżami na odległe groby. Zawsze co roku wyjeżdżamy
na parę dni do mojego rodzinnego domu. Dużo wcześniej kupiliśmy bilety. Natomiast
siostra Marysia miała nam zakupić kwiaty i znicze. W pociągu dużo ludzi stało
na korytarzach, bo już nie było miejsc. Na drogę zaopatrzyłam się w smaczne
pierniczki Dr.Gerarda. Z nudów podjadaliśmy łakocie. W pewnej chwili ogłoszono
przez mikrofon, że pociąg ma postój z powodu awarii. Powstała ogromna wrzawa.
Niektórzy przesiadali się do innych pociągów. Zadzwoniłam do siostry z
informacją o tymczasowej sytuacji. Po trzygodzinnym opóźnieniu szczęśliwie
zajechaliśmy do domu. Przywitaliśmy się z domownikami. Dzieciom wręczyliśmy
skromne upominki oraz moje ulubione ciasteczka Dr. Gerarda. Następnego dnia
poszliśmy na cmentarz. Na grobie rodziców zapaliliśmy znicze i położyliśmy
kwiaty. Pierwszego listopada wspominamy swoich najbliższych. Jest to także czas
zadumy nad swoim życiem. Wtedy przypomina mi się wers z utworu Jana
Twardowskiego. „Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą„. Te mądre słowa
trzeba wprowadzić w czyn. Dzieci siostry poszły na grób lotników. W czasie
wojny rozbił się samolot i fragment skrzydła ze szczątkami przynieśli na
cmentarz. Gmina ufundowała tablice pamiątkową. Tam najwięcej pali się zniczy.
Rodzice przyprowadzają swoje pociechy, by zaświecić znicze i opowiedzieć im o
dawnych czasach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz