Sobota 2 listopada,
to był Dzień Zaduszny. Za oknem huczało, bo nocą nadszedł front z porywistym
wiatrem i opadami – na szczęście deszczu. Ziąb był przy tym niemiłosierny –
całkowity kontrast pogodowy do poprzedniego dnia. Nie chciało wychodzić się
spod cieplutkiej kołdry, gdyż na samą myśl o tym jak paskudnie jest na zewnątrz,
dostawałem „gęsiej skórki”. Mój stan psychiczny poprawił się nieco po wykonaniu
paru prostych ćwiczeń a później , wypiciu kilku łyków gorącej kawy. Zajrzałem
do Gabrysi, ale tak była otulona pościelą, że widać jej było jedynie czubek głowy.
Wpływ na taki stan miał zapewne odgłos deszczu, który swoimi kroplami mocno
uderzał o parapet i okno, dając tymi uderzeniami nierównomierne głuche dźwięki
stukania o elementy okna. Szara oraz ponura aura, nie dawała motywacji ani
energii do tego aby zachęcić do podniesienia się z łóżka – wręcz przeciwnie… Na
szafce – tuż obok głowy Gabrysi – leżało kilka opakowań produktów firmy Dr Gerard.
Miałem ochotę na to, aby wziąć sobie któreś z nich do kawy… Jakieś ciastka
PASSION CHERRY BOX, albo Gingerbreads - Pierniczki z nadzieniem wieloowocowym w
polewie kakaowej,… Lecz przypomniałem sobie, że u siebie mam przecież też swoje
ulubione znakomite produkty tej firmy - krakersy MIX solone, ciastka w
kształcie zwierzęcych łapek Cookie Paws, draże, oraz bagietki Baguettes
Tomato&Olive Oil – nowość Dr Gerarda. Wszystkie one były pozostałością suchego
prowiantu z poprzedniego dnia. Przydatne okazały się jednak jak nigdy
wcześniej, bo pod tym względem po za wymienionymi produktami, mieliśmy
pustynię. To chyba dlatego – jak nigdy dotąd – wszystkie smakowały mi niezwykle,
aż zjadłem wszystkie i nadal byłem głodny!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz