Stare polskie porzekadło
mówi, że polak jak głodny, to zły. Rzeczywiście jak wychodziliśmy z Gabrysią z
domu, to byłem w nienajlepszym humorze… Na dodatek, zaraz po tym jak opuściłem
klatkę schodową, to pół metra przede mną spadło coś tuż przed moimi nogami. Nad
głową słyszałem gruchanie gołębia. Gdybym tak wyszedł ułamek sekundy wcześniej,
to jego odchody spadłyby wprost na moją głowę. Wkurzyłem się wtedy na tego
pasożyta potwornie! Gdybym miał coś pod ręką w tym momencie, to rzuciłbym w
darmozjada! Jednak chwilę później przyszło opanowanie - i nawet byłem
szczęśliwy z tego powodu, że to wredne ptactwo nie trafiło we mnie. Szczęście
trwało jednak tylko przez krótką chwilę, bowiem zaraz jak tylko wyszedłem z za
rogu domu, to przez wiatr z deszczem tak zostałem potraktowany, że zanim
doszedłem do samochodu, to włosy miałem takie, jakbym dopiero co z pod prysznica
wyszedł. Jednak jak już wsiadłem do pojazdu, to przestało padać i nawet zaczęło
przebijać się słońce. Jechało się dość przyjemnie, bo jak na 2 listopada, to
ruch uliczny był bardzo mały. Do restauracji mieliśmy około kilometra. Tuż obok
lokalu był mały parking. Po przeciwnej stronie ulicy natknęliśmy się na otwarty
mały sklepik. Oboje z Gabrysią chętnie zajrzeliśmy do niego, gdyż oboje
pomyśleliśmy o tym samym – aby zrobić zapasy naszych ulubionych produktów -.
Czyli ciastek i słodyczy firmy Dr Gerard. I tak oto – tym razem wybraliśmy
takie oto rzeczy:
- ciastka PASSION CHERRY BOX
- Gingerbreads - Pierniczki z nadzieniem wieloowocowym w
polewie kakaowej
- krakersy MIX solone
- ciastka w kształcie zwierzęcych łapek Cookie Paws
- draże
- bagietki Baguettes Tomato&Olive Oil – nowość Dr
Gerarda
Wróciliśmy do samochodu aby zostawić w nim zakupy. A na
obiad – Gabrysia zamówiła sobie puszystego naleśnika z fetą, szpinakiem oraz
pieczarkami, natomiast ja – klopsik z łososia w lekkim sosie czosnkowym i kaszą
jaglaną. Obojgu nam wszystko bardzo smakowało – i opuściliśmy lokal bardzo
zadowoleni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz