Za
nami kolejny dzień na boiskach Kataru. Polacy nie przegrali pierwszego meczu. Czy
to dobry znak?
Ostatnio pisałem o słodkim sylwestrze, dzisiaj postanowiłem sklecić kilka słów o Nowym Roku. To pierwszy dzień stycznia. Od dziecka traktowaliśmy go, jako poprawiny sylwka. Wstawaliśmy dość późno. Trzeba było się wyspać. Po śniadaniu zjadaliśmy herbatniki i szliśmy spotkać się z kumplami. Strzelaliśmy korkami i kapiszonami (fajerwerki nie były jeszcze dostępne). Wspomnę, że nie znaliśmy wtedy ciastek Dr Gerard. Teraz już wiem, że są to bardzo dobre słodycze. Gdy założyłem rodzinę i poszedłem na „swoje”, ten dzień spędzaliśmy rodzinnie. Odwiedzaliśmy Rodziców i Teściów. Jedenaście lat temu na świat przyszła Marysia. Od tego czasu w Nowy Rok wyprawiamy jej urodziny. Większość ma tego dnia wolne, a drugiego stycznia w dzień narodzin, już nie. Każdego pierwszego stycznia, gdy już otworzymy oczy. Bierzemy się ostro do pracy. Dlatego w Sylwestra zachowujemy umiar. Jeśli nie idziemy na bal, zaraz po północy idziemy spać. Menu urodzinowe mamy przygotowane kilka dni wcześniej. Zakupy robimy jeszcze w starym roku. I większość potraw przygotowujemy kilka dni wcześniej. Na ostatnią chwilę zostawiamy sałatki, desery. Podział obowiązków mamy wypróbowany od dekady. Mama gotuje, Tata kroi, dzieci ustawiają stół i zastawę. Gdy przychodzą goście, wchodzimy z tortem. Marysia może zdmuchnąć świeczki. Całą czwórką podajemy ciepłe napoje i ustawiamy gorące potrawy. Dzieci w naszej rodzinie nie przepadają za tortem, więc mają przygotowane słodycze. I to nie najtańsze ciastka, tylko te z górnej półki. Inaczej jubilatka nie dałaby nam żyć. Potem dzieciaki zamykają się w pokoju i rozpakowują prezenty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz