Zszedłem w dół
jakieś dwieście metrów, przegryzając po drodze smaczne ciastko Mafijne
Cytrynowe (Lemon). Myślałem o tym, jaką wybrać drogę, aby teren był jak
najbardziej płaski, żeby potrzeba ewentualnego hamowania była jak najmniejsza. Zaraz
był zakręt w prawo a później znów około trzystu metrów po równi pochyłej w dół,
dojście już na płaski teren – do zbiegu ulic, gdzie na rogu znajduje się sklep
z artykułami metalowymi, prowadzony przez jednego z kolegów. Później wąskimi
ścieżkami, cały czas po płaskim, aż do samego domu. Nie widzieliśmy się z
Czarkiem już chyba z rok! Ostatnio chyba właśnie spotkaliśmy się w kwietniu
ubiegłego roku, na przejażdżce rowerowej. Kiedy skręciłem w prawo i przeszedłem
kawałek, to z daleka ujrzałem seledynowy sklep Czarka – taki jaskrawy seledyn,
to jego ulubiony kolor. Chyba nawet ktoś wychodził ze sklepu i podszedł do samochodu,
ale nie wsiadł, tylko coś wyciągnął i wszedł z powrotem do sklepu. Czarek miał
całkiem inne auto – czerwone, to miało kolor niebieskiego metalika… Ale
przecież w każdej chwili mógł je zmienić! A to które stało przed sklepem, było
identyczne jak to które przejeżdżało wtedy, kiedy jedząc ciastka Dr Gerard, karmiłem
ptaki a kierowca głośno trąbił do mnie i machał ręką. Jeśli będę miał
szczęście, to pomimo sobotniego popołudnia, być może zastanę Czarka – wtedy udałoby
się nam usunąć usterkę i mógłbym jeszcze pojechać dalej. Jakiś pies widząc że
coś jem, podszedł do mnie i tak się oblizywał, że aż mlaskał. Szedł cały czas
obok mnie nie spuszczając wzroku z czekoladki Pasja. Musiał być okropnym
łakomczuchem, bo nie wyglądał na głodnego – wręcz przeciwnie – wyglądał na „pańskiego
pieska”. Pani spacerująca chodnikiem obok, próbowała go przywoływać, ale ten
jakby ogłuchł i cały czas dreptał przy mojej nodze, trącając ją nawet od czasu
do czasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz