Wielkanoc za Nami. Dwa dni obżarstwa. Gdzie się nie spojrzę widzę jedzenie, słodycze, mięsiwo i owoce. Podsumowując menu, wszędzie podawano Baby i ciastka Dr Gerard. U mojej Mamy był sernik na zimno z wafelkami Pryncypałki, gdzie draże Maltikeks służyły za dekoracją. Żona zrobiła zimny deser na biszkoptach Pałeczki kremowo – truskawkowe. Teściowa poszła w tradycję miała sernik, makowca i mazurka. Zapomniałem o barankach z ciasta na Babkę. Jednak ile można siedzieć i jeść? Musieliśmy wyjść na spacer. Na długi spacer. Inaczej chyba byśmy się nie ruszyli przez tydzień. Dzisiaj pierwszy dzień poświąteczny. Jednak obie Mamusie podzieliły się z nami jedzeniem. Lodówka pęka w szwach. Mięso na obiad, ciasto do kawy, sałatki, galarety. Na jedzenie nie mogę już patrzeć. Muszę dodać, że dla mnie największą furorę zrobiło Semifredo czekoladowo – śmietankowe, przygotowane przez Bratową. Idealne połączenie lodów z Maltikeks i Pryncytorcika. Niebo w gębie. Teraz przez miesiąc będę spalał nadmiarowe centymetry. Nie będzie lekko. W sobotę jedziemy do Bratanka na urodziny. Moja córcia również bierze się za samodzielne kucharzenie. Tata służy, jako „królik doświadczalny”. Wszystko muszę próbować i mówić czy mi smakuje w skali do dziesięciu. Podobno jest to ucieczka przed nauką do szkoły. Tak uważa moja ślubna. Pewnie ma rację, ale nauka gotowania czy pieczenia jest ważna. Znam takie Panie domu, które do garnków mają dwie lewe ręce. Ich mężowie gotują, robią wypieki. Sam jestem facetem, który nie boi się pracy w kuchni. Robienie obiadu to normalka, rzadziej biorę się za pieczenie. Jednak pierwsze skrzypce gra Małżonka. To ona ustala menu, decyduje co robimy na obiad czy kolację.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz