Cześć,
wczoraj z moim młodym byliśmy w kinie na Gwiezdnych Wojnach. Jako odwieczny
zwolennik jasnej strony mocy, nie mogłem nie obejrzeć kolejnego filmu
kosmicznej sagi. Pierwszy z serii powstał w tym samym roku, co ja. Od lat
siedemdziesiątych nie przeszedłem na ciemną stronę. Na seans zabraliśmy napoje
i przekąskę. Tomek kupił sobie „nachosy” a ja tradycyjnie ciastka Mafijne. Ciekawy
jestem, czy firma dr Gerard do słodyczy z bohaterem z kreskówki doda jakiś
produkt z postaciami z wspaniałej sagi rebeliantów i imperium. Gdy zajęliśmy
miejsca na Sali i zgasło światło, aż wbiliśmy się w fotele. Zaczęło się, jak
zawsze. Słowa płynęły po ekranie, a my nie mogliśmy doczekać się pojedynków na
miecze świetlne. Zaczęło się. Jednak nie wszyscy byli fanami, zaraz za moimi
plecami siedziały dwie panie z dziećmi. Raczej nie były zachwycone filmem. Na początku
szeleściły chipsami i cmokały napój ze słomki a potem się rozgadały. Zaczęły od
jadłospisu na Wigilię a skończyły na kreacji sylwestrowej. Jednak najwięcej dyskutowały,
czym zabarwić opłatek na tort i jakie stosuje się barwniki w cukiernictwie. Co gorsza
nawet nie zauważyły, że na ekranie ukazał się mistrz Yoda. Największy z
największych. One nadal ciągnęły o nowoczesnych pisakach, tubach z kolorowymi
masami. Potem wróciły do przeszłości (chyba pomyliły filmy, to nie Powrót do
przyszłości), ciągnęły o kisielach, galaretkach, o buraczkach, wiśniach a nawet
o tym, że zabarwiano ciasta za pomocą mielonej papryki, szafranu czy kurkumy. Ciekawa
to była rozmowa, ale nie wytrzymałem i zwróciłem im uwagę, aby przestały
przekrzykiwać Ścieżkę dźwiękową albo niech pójdą do kawiarni. Wzbierał we mnie
gniew, Ciemna strona mocy mnie przyciągała. Stawiłem jej czoła. I nadal jestem
wierny Rebelii.
Niech Moc będzie z Wami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz