sobota, 30 grudnia 2017

Sprawa się rypła...




   Wziąłem jedno z tych opakowań ciastek Dr Gerard, które Baśka położyła na stole, do ręki i oniemiałem z wrażenia… Było ono całe wilgotne i uciapane w piachu. Zacząłem przyglądać się bardzo dokładnie jednemu i drugiemu. Folie nie były uszkodzone ani trochę a zawartość była szczelnie i hermetycznie chroniona. Baśka opowiadała dalej tę sklepową historyjkę. A w międzyczasie zrobiła się kawa. Dokładnie oczyściłem opakowanie ciastek Jungle - nowy produkt Dr Gerard i poszliśmy do pokoju. Baśka nadal nastawiona była na nadawanie. Musiała sobie jednak zrobić sobie krótką przerwę, gdyż zaschło jej w gardle od tego ciągłego gadania. Usiedliśmy przy stole. Siorbnęliśmy sobie kawy a Baśka z ochotą poczęstowała się smacznym ciastkiem. Moment ciszy wykorzystałem na zadanie jej pytania, co to za historia z tymi „panierowanymi” w piachu opakowaniami… Gabrysia też chciała coś powiedzieć od siebie, ale nie zdążyła, bo Baśka znów włączyła „nadawanie” w swoim stylu. Mówiła o tym, jak to po dokonaniu zakupów i spakowaniu się, poszła przypiąć wózek. Wiatr przy tym dość mocno zawiewał i ponieważ padał dość gęsty śnieg, zrobiła się obok puszysta śnieżna pierzynka. A na tej pierzynce, leżało coś. Schyliła się i podniosła. To były właśnie te ciastka które do nas przyniosła… Skojarzyła sobie, że Gabrysia właśnie kupowała dwie paczki takich ciastek – pomyślała że to muszą być właśnie te. No to wzięła je i przyniosła. A Gabrysia zaskoczona była, że nie przyniosła ich do domu, skoro kupowała je na pewno. Były pozostałe - rurki cynamonowe, czekoladki Pasja o smaku wiśniowo-rumowym, ciastka Mafijne, ciastka Scooby Doo Doobies – a te Jungle gdzieś zniknęły. Na szczęście Baśka je znalazła…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz