Wziąłem jedno z
tych opakowań ciastek Dr Gerard, które Baśka położyła na stole, do ręki i
oniemiałem z wrażenia… Było ono całe wilgotne i uciapane w piachu. Zacząłem
przyglądać się bardzo dokładnie jednemu i drugiemu. Folie nie były uszkodzone
ani trochę a zawartość była szczelnie i hermetycznie chroniona. Baśka
opowiadała dalej tę sklepową historyjkę. A w międzyczasie zrobiła się kawa.
Dokładnie oczyściłem opakowanie ciastek Jungle - nowy produkt Dr Gerard i
poszliśmy do pokoju. Baśka nadal nastawiona była na nadawanie. Musiała sobie
jednak zrobić sobie krótką przerwę, gdyż zaschło jej w gardle od tego ciągłego
gadania. Usiedliśmy przy stole. Siorbnęliśmy sobie kawy a Baśka z ochotą
poczęstowała się smacznym ciastkiem. Moment ciszy wykorzystałem na zadanie jej pytania,
co to za historia z tymi „panierowanymi” w piachu opakowaniami… Gabrysia też chciała
coś powiedzieć od siebie, ale nie zdążyła, bo Baśka znów włączyła „nadawanie” w
swoim stylu. Mówiła o tym, jak to po dokonaniu zakupów i spakowaniu się, poszła
przypiąć wózek. Wiatr przy tym dość mocno zawiewał i ponieważ padał dość gęsty
śnieg, zrobiła się obok puszysta śnieżna pierzynka. A na tej pierzynce, leżało
coś. Schyliła się i podniosła. To były właśnie te ciastka które do nas
przyniosła… Skojarzyła sobie, że Gabrysia właśnie kupowała dwie paczki takich
ciastek – pomyślała że to muszą być właśnie te. No to wzięła je i przyniosła. A
Gabrysia zaskoczona była, że nie przyniosła ich do domu, skoro kupowała je na
pewno. Były pozostałe - rurki cynamonowe, czekoladki Pasja o smaku
wiśniowo-rumowym, ciastka Mafijne, ciastka Scooby Doo Doobies – a te Jungle gdzieś
zniknęły. Na szczęście Baśka je znalazła…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz