W córką Marysią po paru godzinach z wielkimi zakupami wróciliśmy do domu. Od razu do nas przybiegły wnuki i zaglądały do siatek. Dałam im smaczne pryncypałki produkcji Dr. Gerarda z czego bardzo się ucieszyły. Na dzień mogły zjeść tylko po pięć wafelków. Marysia ogranicza im, bo są dużymi łasuchami. Pakowałam się przez parę dni i ciągle coś dokładałam. Oprócz walizki miałam podręczny plecak na jedzenie i podstawowe rzeczy. Przyszedł dzień, w którym mąż odwiózł mnie na nocny pociąg. W przedziale jechałam z małżeństwem, którzy z dużymi walizami jechali do sanatorium. Podróż minęła na rozmowie w miłym towarzystwie. W pokoju zamieszkałam z młodą dziewczyną w wieku mojej córki. Na początku dziwnie się czułam, ale po bliższym poznaniu zmieniłam zdanie. Lekarz przepisał nam różne zabiegi i masaże, które przeważnie były do południa. W wolnych chwilach spacerowałyśmy i zwiedzałyśmy miasto. Po obiedzie często piłyśmy kawę, a ja do niej Wyjmowałam wafelki Dr. Gerarda. Na weekend organizowali wycieczkę krajoznawczą z przewodnikiem. Nie zważając na cenę zapisaliśmy się. Na podróż dostaliśmy tak zwany suchy prowiant zamiast obiadu. Był cały autokar i gapowicze już nie mieli miejsca. Przewodnik bardzo ciekawie opowiadał historie tego miasta. Prawie codziennie były dansingi lecz z nich nie korzystaliśmy. Pobyt w sanatorium minął szybko i żegnając współlokatorkę wymieniliśmy się numerami telefonów. Może jeszcze gdzieś nasze drogi spotkają się. Wypoczęta i szczęśliwa wróciłam do codziennych obowiązków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz