Wieczorem trudno było dzieci zagonić do mycia i do spania. Nie mogły się nagadać i wybawić. W pokoju wyjątkowo długo rozrabiały. W końcu zmorzył ich sen. Za ich przykładem poszliśmy spać. Wcześniej wstałam i myślałam, że będę pierwsza piła kawę. Jednak w kuchni Marysia gotowała na serwatce biały żurek z kiełbasą. W naszym rejonie ten zwyczaj panuje od bardzo dawna. Zrobiłam kawę i schrupałam moje ulubione pryncypałki. Mieliśmy chwile tylko dla siebie bez krzyków. Mogliśmy spokojnie porozmawiać o troskach i radościach. Takiej chwile są ważne w naszym życiu. Marysia umie słuchać i jak potrzeba, to da dobrą radę. Po dobrym śniadaniu wszyscy wspólnie pojechaliśmy na dwa pobliskie cmentarze. Była piękna słoneczna pogoda, dlatego dłużej postaliśmy na cmentarzu. Wyjątkowo dzieci były spokojne. Po południu rozstaliśmy się z Marysią i jej rodziną. Czekała nas parogodzinna podróż do domu. Maluchy pozjadały resztę ciastek Dr. Gerarda. Wciąż były głodne i wstąpiliśmy do McDonald. Tam kupiliśmy dwa małe zestawy dla dzieci. My wypiliśmy kawę z mlekiem. Pociechy ucieszone pojadły i zaraz w samochodzie zasnęły. Zaskoczyły mnie duże korki. Okazało się, że była stłuczka i trzeba uzbroić się w cierpliwość. Zajechaliśmy dopiero późnym wieczorem. Dzieci się obudziły po to, by wykąpać się i pójść do spania. My też byliśmy zmęczeni, więc nie zwlekając poszliśmy na zasłużony wypoczynek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz