Grudzień rozpoczął
się dokładnie tak, jak na ten miesiąc przystało – czyli lekko mroźnie i –
zaryzykuję , twierdząc że – śnieżnie… No może nieco przesadziłem z tym
śniegiem, ale jednakże coś niecoś – co wszakże przypominało opady tego białego
puchu, z nieba leciało. Ponieważ była to niedziela, to wstałem nieco później.
Ołowiane chmury nie zachęcały do podrywania się z łóżka… Wciągnąłem na siebie
dres, otworzyłem drzwi balkonowe – i wyszedłem rozejrzeć się, jak to świat
wygląda w zimowej szacie. A świat w mojej okolicy wyglądał tak, że dach domku
usytuowanego naprzeciwko, był nieco zabielony – podobnie jak trawniki i ścieżki
które nie były jeszcze przetarte. Natomiast ulice były czarne oraz mokre, po
tym jak zostały posypane już z samego rana – a może jeszcze nocą – piaskiem i
solą. Dobrze że nie było wiatru, to w ciepłym dresie można było postać kilka
minut. Małe ptaki goniły się, przylatując od czasu do czasu na nasz balkon,
lecz kiedy tylko ujrzały mnie, to odlatywały w popłochu. Po chwili wszedłem do
mieszkania, aby włożyć skarpety i nieco się ogrzać… Pomyślałem sobie, że wezmę
ptakom coś do dziobania, bo pewnie szukają coś do jedzenia i dlatego tak
fruwają… Do dyspozycji miałem same rarytasy – z firmy Dr Gerard:
- ciastka rurki waflowe Rolls Rolls
- Gingerbreads - Pierniczki z nadzieniem wieloowocowym w
polewie kakaowej
- krakersy MIX solone
- ciastka Kremisie
- bagietki Baguettes Tomato&Olive Oil
Ze wszystkich wybrałem bagietki i krakersy. Najbardziej
ucieszyłem nimi ruchliwe wróble, które w fantastyczny sposób łapały w powietrzu
do dzioba pokruszone kawałki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz