Wielkimi krokami zbliża się rok szkolny. Wyjątkowo późno zaczęliśmy kompletować wyprawki szkolne dla synka Maćka i córki Iwonki. Powodem był wyjazd ich na kolonie, które spędzili nad morzem w Dźwirzynie. Przygotowania do ich wyjazdu trwał przez parę dni. Biegaliśmy po sklepach, by kupić więcej bluzek, spodenek i dla Iwonki strój kąpielowy. Trochę martwiłam się, bo nie znali dzieci. Na szczęście Iwonka jest urodzoną gadułą i umie się znaleźć w każdym towarzystwie. Na drogę spakowałam im oprócz kanapek ciastka produkcji Dr. Gerarda. Wspólnie z mężem odwieźliśmy je do dworca w Krakowie. Tam już czekały dzieci z rodzicami i opiekunowie. Pojechali w zarezerwowanych wagonie. Rano córka opowiadała o przeżyciach podczas podróży. Chłopcy biegali i wciąż byli uciszani przez wychowawczynie. Ośrodek mieli nad samym morzem i codziennie spacerowali. Już pierwszego dnia zaprzyjaźniła się z koleżankami, z którymi mieszkała. Także Maciek miał fajne towarzystwo. Na terenie ośrodka jest duże boisko i wychowawczynie organizowali mecze i różne zawody. Dzień przed wyjazdem zrobili tradycyjnie zieloną noc. Prawie wszystkie pasty poszły do smarowania klamek. Tylko na tym się zakończyło, bo wyjątkowo wychowawczynie czuwały. Dwa tygodnie szybko minęły i pociechy wróciły szczęśliwe do domu. Pewnie nabrały siły do nauki. W sobotę pojechałyśmy na zakupy. Spędziłam z nimi pół dnia, by wybrać najważniejsze rzeczy. Iwonka zaczęła na początku wymyślać, ale od razu wytłumaczyłam jej dlaczego ten plecak jest lepszy od wybranego przez nią. Na koniec kupiliśmy pierogi na obiad i smakołyki Dr. Gerarda, które po drodze chrupaliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz