Przed nami ostatni weekend maja. Za rogiem czeka czerwiec. I ulubiony dzień maluchów, średniaków i starszaków. „Dzień dziecka” to o nim mowa. Święto radości, zabawy, niespodzianek i festynów rodzinnych. Już za moich czasów pamiętano o tym dniu. Mogliśmy zapomnieć o 8 marca czy Dniu Matki, o tym święcie nikt nam nie przypominał. Pamiętam jak czekaliśmy i wymyślaliśmy prezenty. Cieszyliśmy się z każdej zabawki, słodycze również nas cieszyły. Tym bardziej, że były to lata 80 – te i bywały trudności ze zdobyciem różnych produktów. Teraz jest zupełnie inaczej, sklepowe półki uginają się od towarów. Sklepy zabawkowe czy spożywcze maja problem z ograniczoną liczbą klientów, to przez pandemię. Jednak, gdy staniemy przed regałem mamy ogromny wybór: ciastka pełnoziarniste, Pryncypałki Black&White – nowość Dr Gerard, ciastka Vit’AM Apple and Raisins itd.
Jedną
z atrakcji z tej okazji były wycieczki organizowane przez zakłady pracy
rodziców. Były super. Wracaliśmy z upominkami i nagrodami zdobytymi w różnych
konkursach. Pamiętam, że co roku jechaliśmy w inne miejsca, nad jezioro, do
lasu albo na wycieczkę kolejką wąskotorową. Tym wyjazdom towarzyszyły słodycze
i różne niespodzianki: rejs statkiem wycieczkowym, gry zręcznościowe a nawet
tańce przy zespole muzycznym. Takich chwil się nie zapomina. Pewnego razu
byliśmy w Żninie, podano nam na obiad zupę ogórkową z makaronem. Mama takiej
nie gotowała, tak mi zasmakowała, że teraz jem tylko taką. Może to śmieszne,
ale wyjazdy z okazji Dnia Dziecka kojarzą mi się z tą zupą ogórkową. Już tak
mam.
Jako
dziecko uważałem, że jestem szczęściarzem, ponieważ po dwóch dniach mam
imieniny. Gdy Babcia przyjeżdżała, to dostawałem dwa prezenty. Czyste szaleństwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz