Rowerem przed siebie gnać jest przyjemnie. Ola czuje jakby ubyło jej dziesięć lat. Znów jest małą beztroską dziewczynką. Cieszy ją wszystko: ciepły promyk słońca na twarzy, wiaterek który plącze długie włosy, liczne zagłębienia w żwirówce, które nie są przeszkodą lecz miłym urozmaiceniem trasy, oraz te markizy Dr Gerard w plecaku – zawsze smaczne i zawsze na właściwym miejscu, gdy są niezbędne. Za Olą podąża Zuza – naprawdę mała dziewczynka na bardzo wielkim rowerze, tak wielkim, że ledwie sięga stopami pedałów. Chciałaby być beztroską, jednak na przekór sobie jest zatroskana. Ola jest tak daleko i Zuza nie daje rady jej dogonić. To znowu myśl o szkole i poprawianiu ocen nie daje spokoju. Zuza naprawdę chciałaby być beztroską, lecz małe na pozór problemy wydają jej się wielkie i nie dają o sobie zapomnieć. I tak sobie jadą mała dziewczynka z dorosłymi problemami i dorosła dziewczyna, która czuje się dzieckiem. Wreszcie zatrzymują się zgodnie na zadrzewionym poboczu. Zostawiają swoje rowery, myśli i odczucia pod rozłożystym drzewem. Siadają na wielkim płaskim kamieniu. To dobre miejsce na piknik. Jest wszystko co ważne: cień i słońce, śpiew skowronków i szmer wiatru w koronach drzew. Tu dobrze odpocząć po długiej drodze i nabrać sił przed dalszą trasą. Ola z radością wyciąga ulubione markizy i częstuje małą towarzyszkę podróży. Zuza wreszcie uśmiecha się. Słodycze na chwilę rozwiązują jej problemy. Ola wyczuwa nastrój małej Zuzy i razem z poczęstunkiem dorzuca dziewczynce jakże potrzebnej otuchy. Od tej chwili czeka je obie radosny dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz