Jestem szczęśliwą matką dwójki maluchów Moniki i Mateusza. Są bliźniakami i chodzą drugi rok do przedszkola. W tym roku przeszli do starszej grupy. Wychowawczynie korzystają z pięknej pogody i chodzą z dziećmi na wycieczki. Bardzo nam to się podoba, bo uczą ich nazw drzew i innych roślin. Zbierają kolorowe liście, kasztany i żołędzie. Wtedy przypominam sobie swoje beztroskie dzieciństwo. Gdy odbierałam dzieci z przedszkola, to Monika wręczyła mi bukiet suchych liści i żołędzie. Inne matki też zostały obdarowane takimi samymi darami natury. W domu włożyłam jesienne liście do flakonu. W środek ułożyłam trzy sztuczne kwiaty i taką dekoracje postawiłam na stoliku w salonie. Na poniedziałek trzeba przynieść na zajęcia plastelinę, patyczki, żołędzie. Z tego będą robić różne figury. W sobotę pojechałam z pociechami na zakupy. Mateuszowi kupiłam kurtkę i spodnie. Natomiast Monika trochę wymyślała, ale przekonałam ją do kupna ładnej kurtki i czapki. Po drodze wstąpiliśmy po plastelinę i inne drobiazgi. Sporo chodziliśmy po sklepach i dzieci zgłodniały. Nie chciały żadnej bułki, tylko zaprowadziły mnie na dział ze słodyczami. Też poczułam głód i wzięliśmy dwie paczki markizy i wafelki produkcji Dr. Gerarda. To są nasze ulubione słodycze. Wracając schrupaliśmy po kilka ciastek. Wieczorem dzieci zaangażowały mnie do pomocy przy robieniu ludzików. Chociaż mają te prace wykonywać w przedszkolu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz