Na początku czerwca wynajęliśmy w miejscowości Sielpia koło Kielc domek kampingowy wspólnie z siostrą Kasią dla naszych najbliższych. W jednym pomieszczeniu mieszkałam z mężem i dwójką dzieci Marysią i Agnieszką. W drugim pokoju siostra z mężem i z córką Anią i synem Mateuszem. Łazienkę mieliśmy wspólną. Atrakcją tej miejscowości miało być jezioro i rowerki wodne. Niestety trafiliśmy na generalne roboty wokół jeziora, z którego spuścili wodę. Ta poważna inwestycja pewnie będzie trwać około dwa lata. Na początku byliśmy rozczarowani widokiem na puste jezioro. Stroje kąpielowe musiały poczekać na lepsze czasy. Na szczęście pogoda nam dopisywała i pokonywaliśmy długie spacery po pobliskich lasach. Obowiązkowo używaliśmy dezodorant przeciw kleszczom. Zawsze ze sobą braliśmy prowiant z wodą. Koce, piłkę i inne gry. Ta forma odpoczynku spodobała się całej rodzinie. Z zapasów żywnościowych najszybciej znikały wafelki produkcji Dr. Gerarda i woda. Nasze dzieci wyobrażały sobie, że są na obozie harcerskim. Nasi mężowie grali z dziećmi w piłkę, a ja z siostrą opalałam się na kocu. Mieliśmy więcej czasu na swoje ploteczki. Do tymczasowego mieszkania wracaliśmy dopiero wieczorem zmęczeni, ale zadowoleni. Także często chodziliśmy po pobliskiej plaży i tam maluchy mogły wybiegać się. Na deser zawsze mieliśmy nasze ulubione ciasteczka Dr. Gerarda. Spacerując spotkaliśmy grupę dzieci z zielonej szkoły. Razem z wychowawcami bawili się na plaży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz