Wnuki opowiadały dziadkom o nadchodzącej kolonii zimowej. Jak zwykle babcia przywiozła im owoce i smaczne pryncypałki o smaku orzechowym produkcji Dr. Gerarda. Wszyscy już wiedzą, że to są ich ulubione słodycze. Korzystając z zamieszania dokończyłam gotować obiad i podałam na stół. Po obiedzie Róża koniecznie chciała iść na podwórko. Ubrałam dzieci i razem z mamą poszliśmy na spacer. Leżało trochę śniegu i trochę ciągnęłam maluchy na sankach. Po godzinie zmarznięci wróciliśmy do domu. Nie sądziłam, że jest tak zimno. Martwiłam się też o mamę, ale niepotrzebnie, bo ona często z przyjaciółkami umawia się na kijki. Po przyjściu zaraz zrobiłam kawę i podałam na tą okazje sernik. Obok nich położyłam słodycze Dr. Gerarda, które w szybkim tempie zniknęły z talerzyka. Tata chciał wieczorem wracać do domu lecz po usilnych namowach został. Następnego dnia pojechaliśmy z mężem do pracy. Natomiast babcia odprowadziła wnuki na półkolonie zimowe. Tam spotkała się z Małgosią i porozmawiały z wychowawczynią, żeby dzieci były w jednej grupie. Dzieci codziennie spacerowały na świeżym powietrzu. Na warsztatach mieli zajęcia muzyczne i plastyczne. Pan pokazywał różne instrumenty i zachęcał dzieci, aby zapisywały się na zajęcia. Moje pociechy szybko znudziły się nauką grania. Wolą rysować i układać puzzle. Z ferii przychodziły zadowolone. W następnym tygodniu wzięłam parę dni urlopu, żeby z maluchami pojechać do rodziców. Miały jechać tylko dzieci, ale nie chcę męczyć mamę swoimi pociechami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz