Słodki kalendarz, był to efekt naszych - męża i moich, domowych poszukiwań i prób uregulowania kwestii podawania naszym dzieciom słodyczy. Słodycze Dr Gerarda obecne były w naszym domu od zawsze, ponieważ nie chcieliśmy i nie chcemy tworzyć wokół nich otoczki zakazanego owocu. Wierzyliśmy zawsze w umiar i rozwagę oraz w zdrowe nawyki, które są tak samo ważne jak małe odstępstwa od nich.
To wszystko nie zmienia faktu, że czasami brakowało nam z mężem konsekwencji i ulegliśmy długim i zaciętym prośbą naszych małych szkrabów - łasuchów. Słodki kalendarz sprawił, że temat słodyczy przepysznie przygotowywanych przeze mnie przestał być męczący. Razem z dziećmi ustaliliśmy w prosty i zasadny sposób jakie desery będę im robiła i kiedy będą jedli. W tym kalendarzu kluczowe jest to, że my rodzice nie narzucaliśmy reguł, ale tworzyliśmy je razem z naszymi brzdącami, więc było im łatwiej zaakceptować. A nam rodzicom egzekwować. Ten kalendarz działał nawet kiedy rodziców w pobliżu nie ma, a inni kuszą np. czekoladowym Pryncy Torcikiem, Pryncypałkami Dr Gerarda. I tak nasze dzieci przypominały dziadkom w środku tygodnia, że "dzisiaj nie ma dnia słodyczowego". Kalendarz testowaliśmy przez całe przedszkole. Przybierał różne formy, wciąż przechowujemy prototypy robione przez nasze dzieci. To one mogły wybrać i oznaczać dni w których bez skrępowania mogły cieszyć się słodkościami Dr Gerarda. Pełnił on rolę edukacyjną, bo pomagał wybierać odpowiednie nawyki żywieniowe, które zaprocentowały teraz, kiedy są już nasze dzieci dorosłe i są nam ogromnie wdzięczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz