Nie bez powodu tak
wspominam ten czas, kiedy poznaliśmy się z Mietkiem – „Rudym”… Ma to bowiem
ścisły związek z… Nowym Rokiem. Tego dnia – jak wiadomo - przypadają imieniny
Mieczysława. Również tego Mieczysława właśnie, zwanego „Rudym”, którego latem
poznaliśmy wraz z Gabrysią u szwagra Marka. No i zostaliśmy zaproszeni przez
„Rudego”, abyśmy wspólnie uczcili jego święto. Szczerze mówiąc, to mieliśmy
mieszane uczucia co do tego zaproszenia, bo z jednej strony cieszyliśmy się
oboje z tego że docenieni zostaliśmy z Gabrysią przez Mietka – z drugiej zaś
strony, to oboje mniej więcej wiedzieliśmy w jakim stanie będziemy w Nowy Rok,
po Zabawie Sylwestrowej… I nawet nie ukrywaliśmy naszych niepewności i
rozterek, próbując jakoś wykręcić się z tej imprezki u Mietka. Ale on nawet nie
chciał o tym słyszeć, mówiąc że – „… gdyby nawet świat się walił, to mamy być i
koniec…”. Doszliśmy więc do wniosku, że rada nie rada – przyjaciela nie należy
zawieść.
Zabawa Sylwestrowa była
– jak spodziewaliśmy się - huczna i obfita w różnego rodzaju dobroci. Dobrze
przygotowany program – świetni prowadzący, muzyka,, gastronomia i bufet z
wszelkiego rodzaju napojami oraz przegryzkami w śród których prym wiodły
produkty firmy Dr Gerard:
- ciastka rurki waflowe Rolls Rolls
- Pryncypałki o nowym orzechowym smaku
- torcik zbożowy
- ciastka Choco cool
- draże
Efekt tego był taki, że do domu przyszliśmy okropnie
zmęczeni – w zasadzie to nie pamiętam tego, jak doszliśmy do domu. Pamięć
zaczęła mi funkcjonować od momentu jak w południe zadzwonił specjalnie nastawiony
budzik. Pamiętam że obudziłem się z okropnie bolącą głową, ale musiałem wstać
aby wyłączyć tego hałasującego drania. Zebrałem więc wszystkie siły jakie w
sobie miałem i nie otwierając oczu dokonałem zamierzonego czynu, lecz zrobiłem
to tak niefortunnie, że rozwaliłem w drobny mak to cholerne ustrojstwo.
Panująca cisza przyniosła wreszcie trochę ulgi…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz