Chyba pobiłem
rekord świata w długości ubierania się. W pewnych kryzysowych momentach nawet
poważnie powątpiewałem w to, czy zdołamy się wybrać. Ciągle coś mi nie pasowało…
A to w spodniach dżinsowych źle się czułem, bo było mi niewygodnie, to znów
koszula albo sweter… Nie mogłem doszukać się butów – i to tych które lubię
najbardziej. W nich byłem właśnie na zabawie sylwestrowej, ale chyba nie
wróciłem boso, tylko musiałem je gdzieś wsadzić – ale gdzie… Uff – znalazły się.
Stały w szafie, przykryte szalikiem… Hm – zastanawiałem się długo nad tym, w
jaki sposób się tam znalazły… Gabrysia – chyba pierwszy raz w życiu,
przygotowała się wcześniej ode mnie. Trochę byłem zły sam na siebie, że dałem się
namówić na te imieniny „Mieczysława” – ale z drugiej strony, to „Rudy” byłby mocno
zawiedziony gdybyśmy do niego nie poszli. W trakcie przygotowywania wypiłem
jeszcze dwie kawy – które mocno postawiły mnie na nogi – oraz podjadłem kilka ulubionych
smacznych ciastek firmy Dr Gerard:
- ciastka rurki waflowe Rolls Rolls
- Pryncypałki o nowym orzechowym smaku
- torcik zbożowy
- ciastka Choco cool
- draże
Wreszcie poczułem się prawie dobrze. Miałem wrzucić jeszcze
kurtkę – i mogliśmy wychodzić. Pomyślałem sobie tylko, że zadzwonię przed
wyjściem do Mietka – ot tak profilaktycznie… Tylko że nie mogłem znaleźć
telefonu. Początkowo myślałem że mam go w której kieszeni kurtki. Ale
przeszukałem wszystkie kieszenie – i nic z tego. Gabrysia sprawdziła czy nie ma
go u siebie – w torebce, albo jakiejś kieszeni… Na blatach, w szufladach, w
garniturze – nie ma nigdzie. W końcu machnąłem ręką i byłem prawie pewny że go
zgubiłem. Był już najwyższy czas aby wyjść, bo zrobiło się ciemno i zapewne
Mietek na nas czekał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz