piątek, 21 lutego 2020

Pod górkę...



   Chyba pobiłem rekord świata w długości ubierania się. W pewnych kryzysowych momentach nawet poważnie powątpiewałem w to, czy zdołamy się wybrać. Ciągle coś mi nie pasowało… A to w spodniach dżinsowych źle się czułem, bo było mi niewygodnie, to znów koszula albo sweter… Nie mogłem doszukać się butów – i to tych które lubię najbardziej. W nich byłem właśnie na zabawie sylwestrowej, ale chyba nie wróciłem boso, tylko musiałem je gdzieś wsadzić – ale gdzie… Uff – znalazły się. Stały w szafie, przykryte szalikiem… Hm – zastanawiałem się długo nad tym, w jaki sposób się tam znalazły… Gabrysia – chyba pierwszy raz w życiu, przygotowała się wcześniej ode mnie. Trochę byłem zły sam na siebie, że dałem się namówić na te imieniny „Mieczysława” – ale z drugiej strony, to „Rudy” byłby mocno zawiedziony gdybyśmy do niego nie poszli. W trakcie przygotowywania wypiłem jeszcze dwie kawy – które mocno postawiły mnie na nogi – oraz podjadłem kilka ulubionych smacznych ciastek firmy Dr Gerard:
- ciastka rurki waflowe Rolls Rolls
- Pryncypałki o nowym orzechowym smaku
- torcik zbożowy
- ciastka Choco cool
- draże
Wreszcie poczułem się prawie dobrze. Miałem wrzucić jeszcze kurtkę – i mogliśmy wychodzić. Pomyślałem sobie tylko, że zadzwonię przed wyjściem do Mietka – ot tak profilaktycznie… Tylko że nie mogłem znaleźć telefonu. Początkowo myślałem że mam go w której kieszeni kurtki. Ale przeszukałem wszystkie kieszenie – i nic z tego. Gabrysia sprawdziła czy nie ma go u siebie – w torebce, albo jakiejś kieszeni… Na blatach, w szufladach, w garniturze – nie ma nigdzie. W końcu machnąłem ręką i byłem prawie pewny że go zgubiłem. Był już najwyższy czas aby wyjść, bo zrobiło się ciemno i zapewne Mietek na nas czekał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz