Kurtki już nie są potrzebne –
jest tak ciepło. Ola zdjęła bluzę, przewiesiła ją przez ramię i z lekkością
motyla przemierza polne drogi. Parę kroków za nią podąża Marta z trudem unosząc
stopy w ciężkim obuwiu. Marząc o tym, że za chwilę ich się pozbędzie z obolałych
nóg stara się skupiać uwagę na czymś innym. A to wpadł jej w oko traktor pracujący
w polu, za którym snuje się chmura kurzu. To znowu zauważa żółte kwiatki na
brzegu strumyka, które jako dziecko lubiła zrywać dla mamy. Pamięta, że tak szybko
więdły po zerwaniu. Mama zawsze prosiła by ich nie zrywać, bo nie nadają się do
wazonu. Teraz zamiast kwiatka Marta wiezie dla mamy pudełko wyśmienitych
biszkoptów Pasja Wiśniowa. Te słodycze Dr Gerarda sprawią większą radość mamie
niż cięte kwiaty, których zwyczajnie mamie jest żal. Marta tak dawno widziała ją,
jeszcze zimą. Słodycze Dr Gerard są symbolem tego co pragnie dziewczyna wyznać
swojej mamie – miłość, troska, szacunek. Tęsknota przygnała ją w te rodzinne
strony, gdzie czas płynie powoli. Tutaj życie biegnie w rytmie zmieniających
się pór roku i praz z nimi związanych. Taka jest wieś właśnie. Łatwo odgadnąć,
że tata pracuje w polu, mama pewnie w ogródku, a babcia być może pojechała na
targ sprzedać plony zebrane w zeszłym roku: czosnek i cebulkę – tak jak wiosną
zawsze. Marta zna to wszystko doskonale, chociaż wybrała inne życie nie sposób
zapomnieć o swoich korzeniach. Dziewczyna spogląda przed siebie widzi już
czerwony dach rodzinnego domu wśród drzew. Radość ją niesie ku najdroższym…
wytęsknionym… te emocje sprawiły, że dziewczyna zapomina nawet o ciążących
butach i obolałych stopach – to nie znaczy już nic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz