Burza śniegowa
dopiero zaczęła się nasilać. Pod nogami zrobiło się okropnie ślisko. Stylem
ślizgowym z wielkim trudem doszliśmy do samochodu, stojącego na parkingu około
150 metrów od sklepu. Gabrysia uczepiła się mojej ręki i ślizgając się co parę
kroków, podrygiwała wzdychając i sapiąc, ale w końcu bez żadnego pirueta doszła
do celu na trzęsących nogach. Breja pod nogami sięgała do kostek, tak że trudno
było przytupnąć aby otrzepać buty z mokrego śniegu. Do środka auta wnieśliśmy
we dwoje na sobie, może z pół wiadra wody – a może i więcej… Gabrysia poszła
usiąść z tyłu. Zaraz po tym jak weszła, to położyła torbę z zakupami i mruknęła
pod nosem, zaklinając brzydko – co zdarza się jej raczej bardzo rzadko…
Pomyślałem że musiało się stać coś nieprzyjemnego – i od razu przemknęły mi
myśli po głowie, że nasze zakupy diabli wzięli… Lecz nie rozpoczynałem wątku na
ten temat, bo mogło się to skończyć palpitacją serca u kogoś z nas – albo i u
obojga… Załączyłem silnik, aby się nagrzał i by włączyć ciepłą dmuchawę, ale
śnieg tak mocno sypał, że widoczność była dosłownie na kilka metrów – dlatego wolałem
zaczekać jeszcze chwilę i nie ruszać się z miejsca. Jazda samochodem mogła w
tym czasie przypominać auto rodeo. Znów moje myśli skupiały się na zakupionych
przez nas smakołykach firmy Dr Gerard:
- ciastka Pryncytorcik
- biszkopty Pasja wiśniowa
- ciastka wielozbożowe Dr Gerard Deli Grano w wersji z
kalafiorem lub z burakiem
- ciastka Kremówka Dekorowana Śmietankowo – Morelowa
- draże
Nagle pogoda zaczęła się szybko poprawiać. Śnieg prawie nie
padał a czarna chmura szybko odsuwała się na wschód. Znów zaczęło świecić
słońce. Pod kołami leżało jeszcze sporo błota pośniegowego, ale w miarę
bezpiecznie można było wracać do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz