poniedziałek, 30 maja 2022
Udane zakupy
Słońce oświetlało nasze twarze i roztapiało resztki śniegu, który jeszcze godzinę wcześniej gęsto padał. Woda kapała z drzew i dachów. Rogaliki pudrowane firmy Dr Gerard, które jedliśmy z Grażyną po drodze, smakowały nam wyjątkowo. Kiedy tylko zatrzymaliśmy się aby sięgnąć po kolejnego rogalika, natychmiast pojawiały się w Okół nas gołębie i wyczekiwały na to, aż im spadnie jakiś okruszek. Gawrony i kawki obsiadły trawniki i wydając różnorakie – czasami śmieszne dźwięki – leniwie acz sprytnie, przeglądały zasoby trawników i swoim ostrym wzrokiem wypatrywały, czy czasem nie rusza się coś między wyrastającymi źdźbłami trawy. Czuć było, że natura szybko budzi się do życia. „Kwiecień – plecień” – rzekła Grażyna, odnosząc się do pogodowych figli. Czas tak szybko mijał, że nie wiedzieć kiedy, znaleźliśmy się obok sklepu „Za rogiem”. Tabliczki z napisem „zaraz wracam” już nie było, za to w zamian w tym miejscu wisiała inna tabliczka, z napisem – „otwarte”. Grażyna stwierdziła, że okropnie chce się jej pić a nie kupiliśmy żadnego napoju. Zaproponowała abyśmy weszli, to kupi sobie coś do picia. Powiedziałem jej, że przecież mamy 300 metrów do domu, to się napije jak wróci, ale ona się uparła. To powiedziałem, że zaczekam na zewnątrz a ona jak chce, to niech idzie. Grażyna weszła do sklepu a ja słuchałem w tym czasie świergotu ptaków. Teraz dla odmiany czas mi się dłużył a jej nie było. Już miałem zadzwonić do Grażyny i powiedzieć że idę do domu, ale w tym momencie drzwi się otwarły i z uśmiechem od ucha do ucha, wybiegła moja sąsiadka. Powiedziała mi, że dobrze że zrobiliśmy zakupy w tamtym sklepie, bo tutaj skończyły się już i wafelki „Pryncypałki” i draże. Podarowała mi jeszcze soczek w kartoniku – i poszliśmy do domu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz