Wrzesień to już niestety nadchodząca jesień. Na szczęście ta pora roku też ma swoje uroki. W sobotę przyjechała siostra z rodziną, by nam pomóc zbierać ziemniaki. Sporo ich było lecz wszyscy włącznie z dziećmi zbieraliśmy nawet nie robiąc przerwy na obiad. Po ponad czterech godzinach wszystko wykopaliśmy. Już czułam zmęczenie i byłam głodna. Mężczyźni zawieźli ziemniaki do piwnicy, a siostra Kasia zaproponowała abyśmy rozpalili ognisko i jak dawniej upiekli kiełbaski. Dzieci podskakiwały z radości więc się zgodziłam. Poszłam z córką Marysią po kiełbasy, chleb, musztardę. Do dwóch termosów zrobiłam kawę, a do nich miałam biszkopty i pryncypałki produkcji Dr. Gerarda. Dodatkowo wzięłam plastikowe talerze i kupki. Spakowałam wszystko do plecaka, żeby nie biegać dwa razy. Nasi mężczyźni już nic się nie odzywali, bo pewnie też byli z tej propozycji zadowoleni. Siostra zajmowała się ogniskiem i pilnowała, żeby dzieci się nie oparzyły. Patyki miałam odłożone z poprzedniego pieczenia kiełbasek. Mąż wrzucił do ogniska ziemniaki, to dopiero była frajda dla wszystki jeść pieczone ziemniaki. Kawa mnie trochę wzmocniła. Natomiast nie zdążyłam zjeść ciastko, bo zostały schrupane. Widocznie byli bardzo głodni. Długo siedzieliśmy przy ognisku jedliśmy kiełbaski i śpiewaliśmy piosenki. Pewnie to było pożegnanie lata. Późnym wieczorem dokładnie zasypaliśmy ognisko ziemią i wróciliśmy do domu. Zaproponowałam Kasi, aby zostali na noc. Na początku chciała jechać, ale ze względu na dzieci zostali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz