Po wielkiej suszy duży deszcz. U nas przez miesiąc nie było deszczu. Rośliny wprost omdlewały. Musiałam codziennie je podlewać. W przydomowym ogródku miałam blisko wodę ze studni, bo już nie było deszczówki. Natomiast pod ogórki i inne warzywa woziliśmy beczką. Było to dość uciążliwe, ale ratowaliśmy plony przed całkowitym wyschnięciem. Cieszyliśmy się, gdy w końcu zaczął padać deszcz. Pewnego razu w nocy rozpętała się wielka burza z grzmotami i błyskawicami. Wprost szalało za oknami. Nie przeżyłam jeszcze takich wyładowań. Z mężem Mariuszem czuwaliśmy całą noc. Z elektrowni wyłączyli prąd, ale my też wyciągnęliśmy kable z urządzeń. Z przerażenia chrupałam ciastka produkcji Dr. Gerarda. Oczywiście Marcin się przyłączył i zrobił do nich kawę. W pewnej chwili usłyszeliśmy jeszcze większy huk. Zerwaliśmy się na równe nogi. To drzewo w pobliżu domu zwaliło się. Na szczęście upadło w przeciwną stronę. Właśnie czekaliśmy na pozwolenie z gminy, by go ściąć. Dzieci przebudziły się i zaczęły płakać. Położyłam się razem z nimi i po chwili zasnęły. Rano Marcin musiał pójść do pracy, a ja wzięłam sobie urlop. Od razu zadzwoniłam do mamy, że nie zawiozę jej dzieci do pilnowania. Jak się okazało, to rodzice też czuwali ostatniej nocy. Widocznie większość ludzi nie spała. Wyszłam na podwórko i zobaczyłam połamane gałęzie i leżące wielkie drzewo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz