Miły spacer.
W niedzielę wraz z koleżanką i moim labradorem pojechaliśmy do lasu. Podróż nie trwała długo, bo i odległość od wspomnianego lasu to około 15 kilometrów. Dzień był pogodny, nie upalny, więc fajnie się maszerowało. Mój labrador to sześcioletni pies przewodnik z certyfikatem międzynarodowym. Ma szczególne uprawnienia i bez przeszkód może biegać bez uwięzi po lesie. Warunkiem jest to, że musi być odpowiednio oznaczony, a ja muszę mieć przy sobie potrzebne dokumenty. Szaleńczy bieg Marata po leśnych ścieżkach, ósemki między drzewami świadczyły o wielkiej radości i poczuciu szczęścia mojego czworonoga. Marat biega jak szalony, ale nie szczeka. Otaczający nas spokój, cudowny zapach lasu to czysta przyjemność. Stres, napięcie zgromadzone podczas całego tygodnia odchodzą w zapomnienie. Trasa, którą szliśmy przebiegała przy stadninie koni. Widok spokojnie pasących się koni jest po prostu niesamowity. Pies stanął przed ogrodzeniem i z zainteresowaniem przyglądał się zwierzętom. Konie zastrzygły uszami, na chwilę przestały jeść, a kiedy uznały, że nie stanowimy zagrożenia powróciły do przerwanej czynności. My po krótkiej fascynacji ruszyliśmy dalej. Nieopodal było wyznaczone miejsce na postój. Pies dostał wodę, kilka psich przekąsek, a my uraczyliśmy się kawą z termosu i pysznymi słodyczami od Dr Gerarda. Cudownie chrupiące wafelki Pryncypałki i pyszne ciastka Mafijne Brownie umiliły nam relaks. Fizycznie trochę zmęczeni ruszyliśmy w drogę powrotną. Trasa, którą przeszliśmy wyniosła prawie 10 kilometrów. W radosnych nastrojach, po doładowaniu utraconej energii słodyczami od Dr Gerarda wsiedliśmy do samochodu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz