Witam.
Listopadowe wieczory doprowadzają mnie do szaleństwa. Znów wszystko pozamykane,
brak miejsc gdzie można by było troszkę poruszać się. I w takie właśnie
wieczory siedzę owinięta w koc, popijam gorącą herbatkę, i zajadam się
kilogramami słodyczy firmy ,,Dr Gerard”. Wczorajszy wieczór spędzałam przy
paczce ciastek Pałeczkach kremowych dekorowanych i czekoladkach ,,Dr Gerard”.
Kiedy paczka była już pusta, a ja wciąż nie miałam dość słodyczy, postanowiłam
sama coś upiec. Fakt, że dochodziła godzina dwudziesta, ale czy to było ważne.
Nie. Pomyślałam, że upiekę najprostszy placek, czyli zebrę. Z lodówki
wyciągnęłam 6 jajek i szklankę napoju gazowanego. Odmierzyłam dwie i pół
szklanki mąki, dodałam dwie łyżeczki proszku do pieczenia. Na blacie kuchennym
postawiłam olej jedną szklankę, półtorej szklanki cukru, kakao. Wyjęłam stary prodiż
wysmarowałam go masłem i poruszyłam mąką. Do miski wbiłam sześć jaj, dodałam
szczyptę soli oraz odmierzony cukier. Całość miksowałam, aż do puszystej piany.
Następnie dodałam przesianą mąkę z proszkiem do pieczenia. Dokładnie
wymieszałam. Kolejno wlałam szklankę oleju i szklankę gazowanego napoju, lub szklankę
gazowanej wody. Kiedy wszystko połączyłam, rozlałam ciasto do dwóch równych misek.
Do jednej dodałam trzy łyżki kakao, a do drugiej trzy łyżki mąki pszennej. Obie
miski dobrze wymieszałam. Do prodiża wlewałam ciasto raz ciemne, a raz jasne. I
tak do wyczerpana ciasta. Piekłam przez godzinkę czasu. Po godzinie ciasto było
gotowe, ja natomiast żałowałam, że skończyły mi się ciastka Pałeczki kremowe
dekorowane ,,Dr Gerard”, ponieważ na zebrę ochoty już nie miałam. Pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz