W to upalne lipcowe
popołudnie, w zacienionym zielonym ogrodzie, siedzieliśmy sobie z „Rudym”,
wdychając wonne ciepłe powietrze, zmieszane z aromatem skoszonej trawy, oraz
kwitnących lilii i róż, które kwitły obok domu. Smaczne produkty firmy Dr
Gerard znikały ze stołu, gdyż obaj chętnie sięgaliśmy po nie – a to po ciastka
rurki waflowe Rolls Rolls oraz Pryncypałki o nowym orzechowym smaku, to znowu
po torcik zbożowy lub też ciastka Choco cool… Obu nas kusiły też draże, lecz spróbowaliśmy
je tylko i zgodnie stwierdziliśmy, że zostawimy je dla Marka. A Marek właśnie
przyniósł zgrzewkę czegoś do picia i torbę z węglem drzewnym do grillowania.
Ręce miał czarne jak kominiarz, bo po drodze ten węgiel rozsypał się jemu, ale i
tak wziął sobie tymi rękami garść swoich ulubionych słodkich kuleczek, bo – jak
powiedział – zjedzenie takiego węgla może tylko pomóc a nie zaszkodzić… bo
wyłapuje on toksyny z przewodu pokarmowego i później usuwa. Nastąpiła jeszcze
taka ciekawa rzecz… Otóż jak pojawił się Marek, to poszedł sobie gdzieś kogut
liliput. Szwagier powiedział, że ten mały potworek robi za psa. Jak nie ma
nikogo z domowników w ogrodzie i pojawi się ktoś obcy, to zaczyna on piać i
gdakać jak najęty. Podchodzi nastroszony blisko do swojego celu i stara się
zaatakować od tyłu. Lecz jeśli pojawi się już ktoś ze „swoich”, to oddala się
gdzieś. Przetestowaliśmy z „Rudym” to co opowiadał Marek – i wszystko się
potwierdziło. Uważaliśmy tylko na to, aby przez cały czas być zwróconym twarzą
do niego, bo nawet kiedy na moment odwróciliśmy się tyłem, to natychmiast nas
atakował.
Siedząc sobie później
i przegryzając smaczne ciastka Dr Gerard, zastanawialiśmy się nad tym, co też
takiego siedzi w tej małej koguciej główce…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz