Przygotowania do świąt w tym roku były mniejsze ze względu
na przymusowe siedzenie w domu. Siostra robiła mi zakupy i zostawiała przed
drzwiami. Ja tylko upiekłam sernik i babkę z drażami. Za to wyjątkowo z dziećmi
zrobiliśmy dużo kolorowych pisanek. Były malowane farbami, gotowane w cebuli i ozdabiane
pisakami. Z resztek drożdży upiekłam chleb i bułeczki. Niestety nie można kupić
drożdży i będziemy musieli kupować chleb. Tradycyjnie na śniadanie wielkanocne
był żurek z białą kiełbasą. Mąż nie chciał wyjść z pokoju ze względu na
podejrzenie korona wirusa. Dlatego śniadanie i inne posiłki zanosiłam mu pod
drzwi. Święta spędziłam bawiąc się z maluchami w pokoju. Z mężem widzieliśmy
się przez kamerę. Dzieciom trudno było zrozumieć, że tata siedzi osobno jak
jest zdrowy. Obiecywali, że na pewno się nie zarażą. Na dzień dzisiejszy Marcin czuje się dobrze. Dlatego
nie narzekam i czekam na lepsze czasy. Codziennie przyjeżdża policja i sprawdza
czy jesteśmy w domu. Wtedy wychodzimy na balkon, by nas zobaczyli. Gdy zajęłam
się gotowaniem obiadu, to dzieci zjadły z szafki wszystkie draże produkcji Dr.
Gerarda. Trudno było znaleźć winnego, bo cała trójka miała brudne buzie i
rączki. Ja się cieszyłam, że pociechy zgodnie bawią się zabawkami. Nawet nie
zastanawiała mnie ta nietypowa cisza. Trudno zrobię zapasy tych ciasteczek jak
już będę mogła wychodzić na zakupy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz