Na rybach
Wyjazd ten planowaliśmy od kilku dni. Janek mój dobry kolega
z którym znamy się od lat dzieciństwa, kiedyś za chłopców kopaliśmy piłkę na
boisku szkolnym, a teraz jeździmy łowić ryby, lubię to moje hobby, tylko moja
żona niezbyt przychylnie NATO patrzy, pochłania to dużo czasu i rzadko udaje mi
się abym stawił się na słowie, a ona tego bardzo Nielubi. Pryncy torcik który
dostałem do świeżo zaparzonej kawy, od Dr Gerarda, smakował wyśmienicie ten
okrągły pryncy torcik w idealny sposób łączy w sobie kruchość wafelka słodycz
nadzienia, i wyrazisty smak czekoladowej polewy, ciasteczko które chciałoby się
chrupać na okrągło. Podróż do miejsca łowiska trwała ponad godzinę, boczne
drogi na których nie da się przyśpieszyć nieco się dłużyły. Zato humor Janka
nie opuszczał, pogoda jaką mieliśmy była idealna, po piętnastu minutach, Janek wyciągnął
niezłą sztukę, był to srebrny leszcz około dwóch kilogramów, po chwili miałem
branie była to podobna sztuka. Zanosiło się na dobry połów, pobyt nad wodą
pobudził nasze apetyty, jungle truskawkowe od Dr Gerarda, które Kasia włożyła
mi do plecaka przydały się jakby znalazł, wypełniały każdym kolejnym kęsem
nasze puste żołądki. Zmierzch zapadał coraz większy a komary atakowały coraz
mocniej, trzeba było zwijać żagle i wracać do domu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz