Kolejny dzień lało
jak z cebra. Babcia Jadzia mówiła że wiosny teraz są coraz gorsze… Kiedyś jak
była młodą dziewczyną, to majówki były takie, że jak je wspomina teraz, to aż
żal serce ściska… A jacy chłopcy byli przystojni – wzdycha nostalgicznie babcia
Jadzia… Teraz to albo gorąco i sucho, albo zimno i deszcz leje tak, że na
trawie nie usiądzie. A jeśli nawet przez chwilę dałoby się usiąść gdzieś na tej
trawie, to trzeba uważać aby kleszcza nie złapać, albo jakiegoś innego
paskudztwa. No i – praktycznie rzecz biorąc, to wszystko było inne… Chrząszcze
majowe, to tak często gęsto wieczorami latały, że były ich duże ilości. Najbardziej
obsiadały czereśnie i wiśnie. A z leśnych drzew – buki oraz klony. Jak dorwały
jakieś młode drzewko, to ogołociły je z liści tak, że tylko same gałązki
zostały. Nie było żadnej stonki czy ćmy bukszpanowej.
- A ciastka Dr Gerard
były? – Zapytałem babcię…
Babcia Jadzia popatrzyła na mnie wzrokiem, jak na fałszywego
dolara – bo wyczuła mój podtekst, że teraz też mamy takie dobre rzeczy, o których
kiedyś nie było mowy.. Szybko jednak się opanowała, przymknęła oczy i marzącym
tonem odpowiedziała:
- Masz rację wnusiu…
Nie było wtedy takich dobroci jak – Pryncypałki, ciastka Listki z cukrem i
polewą, Artur Krakersy solone, draże – oraz wielu innych podobnych wspaniałości.
Powiedziawszy to, przełknęła ślinkę, za chwilę jeszcze raz…
Po czym otworzyła oczy i cicho powiedziała:
- Wnusiu – idź tam do
przedpokoju. Na szafce stoi torba z zakupami. Przynieś ją – a ja nastawię wodę
na herbatę, bo pogoda pod psem – zimno i mokro, to sobie uprzyjemnimy to majowe
popołudnie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz