niedziela, 17 stycznia 2021
Nieplanowana podróż
Zaczęło się od tego, że spotkałem się z Markiem, który w interesach jeździ w różne ciekawe miejsca. A że często nudzi się w podróży, to chętnie zabiera ze sobą kogoś ze znajomych… No bo zawsze to przyjemniej, jak ma się do kogo gębę otworzyć w czasie jazdy, stłumić poirytowanie na nieodpowiedzialne zachowanie innych kierowców – a kiedy żołądek się już zaczyna kurczyć, to i drobna przegryzka lepiej smakuje. Marek uwielbia wszelkie produkty firmy Dr Gerard. Zawsze zabiera ze sobą w podróż całą ich gammę. A to biszkopty, albo ciastka Pryncypałki, lub też ciastka Pasja wiśniowe, albo draże… Naprawdę mogą być to wszelkie herbatniki albo jakiekolwiek inne świetne słodycze tej znakomitej firmy – czyli wszystkie ich produkty. A ze względu na to że i ja i Gabrysia postanowiliśmy towarzyszyć tym razem w podróży, to zabrał ze sobą potrójne ilości tych znakomitych smakołyków. A my z Gabrysią też zabraliśmy całą torbę wszystkiego, tak że w sumie to mieliśmy prowiantu chyba na parę dni.
Przełom listopada i grudnia był ponury i mokry. W czasie jazdy z nieba leciała mżawka, miejscami padał deszcz, deszcz ze śniegiem a gdzieniegdzie padał sam śnieg, albo była mgła. Momentami widoczność ograniczona została przez tę mleczną zawiesinę do kilkudziesięciu metrów. Wycieraczki pracowały ze zmienną częstotliwością – w zależności od warunków pogodowych. Obserwując to co dzieje się na zewnątrz, śmialiśmy się wszyscy, siedząc w ciepłym środku samochodu, w wygodnych fotelach i wspominaliśmy dziecięce czasy, kiedy zimy były ostre – mroźne i śnieżne. I korzystaliśmy z tych dobrodziejstw do woli, jeżdżąc na nartach, sankach i łyżwach. I odporność mieliśmy odpowiednią – nie chorowaliśmy pomimo tego że wracaliśmy do domu przemoczeni i zziębnięci. Herbata lipowa z sokiem malinowym robiła swoje – a do tego łyżeczka wstrętnego tranu, oraz ząbek jeszcze gorszego, jeszcze bardziej wówczas nielubianego czosnku.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz