Druty telefoniczne
w rejestracji przychodni POZ, rozgrzane do czerwoności. Pielęgniarki za to,
pewnie jeszcze bardziej – do białości. Zachowywały jednak pozornie stoicki
spokój. Atmosfera jednak była tam bardzo gęsta – i jak w beczce prochu
wystarczyłaby jedna jedyna iskierka aby doszło do potężnej eksplozji, tak i w
tejże przychodni wystarczyłoby aby choć ktoś jeden jedyny popuścił sobie choć
odrobinę wodzy nerwów, to by wszystko to pieprzno z wielkim hukiem. Na chwilę
nerwową atmosferę rozładował lekarz, który wchodząc do budynku z pakunkiem,
zrobił to tak niefortunnie, że wszystkie opakowania wykwintnych smakołyków
firmy Dr Gerard rozsypały się na posadzkę przychodni. A ponieważ stało się to
tuż przed ladą rejestracji, to wszystkie pielęgniarki miały z tego powodu
wielki ubaw i rozrechotały się jak żaby. Przy okazji wydało się też to, co tam
pan doktor przyniósł… A były tam takie smakowitości jak:
- Pełnoziarniste ciastka zbożowe Vit’am
- Torcik zbożowy
- pierniki Gingerbreads
- krakersy Goldfish
- wafelki Pryncypałki
Całe szczęście że w środku wszystkie wymienione produkty
ocalały i wyszły z tego karambolu bez najmniejszego szwanku. Natomiast dziwnym
zbiegiem okoliczności, od tej pory zaczęły się „wycieczki” pod byle pretekstem
do gabinetu owego lekarza. Nawet jedna z lekarek wybrała się na dłuższą
osobistą konsultację, aby porozmawiać rzekomo o pewnym przypadku jednego z jej
pacjentów. A ta konsultacja – i owszem – była, ale trwała do momentu zrobienia
kawy przez lekarza w ekspresie i poczęstowania pysznymi ciasteczkami. Inna
sprawa to taka, że ów lekarz ma niezwykle dobre serce – i dlatego jest również
niezwykle przez wszystkich lubiany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz