Witam.
Troszkę szczęście się uśmiechnęło do nas, i napadało dużo śniegu. Dawno go już
nie było. Z rodziną postanowiliśmy to wykorzystać i udać się na narty. Kupiłam trochę
słodyczy firmy ,,Dr Gerard”. Na tą okazuję kupiłam ciastka Pryncypałki i
biszkopty. Wiedziałam, że zjemy je z wielką
ochotą. Wybraliśmy się na stok narciarki. Ubrani, z termosami gorących napoi i
paczkami pysznych ciastek Pryncypałek ,,Dr Gerard”. Kiedy dojechaliśmy na
miejsce wydało nam się jakoś cicho. Nikogo nie było widać. W Internecie
sprawdziliśmy czy dobrze dojechaliśmy. Wszystko wskazywało na to, że tak. Poszliśmy
do drewnianego domku. Stukaliśmy, pukaliśmy, ale nikt nie odpowiadał. W końcu
zobaczyliśmy karteczkę z telefonem i informacją, że w razie potrzeby dzwonić. I
tak też zrobiliśmy. Okazało się, że właściciel z nudów siedzi sobie w domu,
przy kominku, i czeka na klientów. No cóż tak też można pracować. Po piętnastu
minutach przyjechał. Mu zdążyliśmy zjeść paczkę ciastek Pryncypałek ,,Dr
Gerard”. Potem trochę pogadaliśmy, a potem w końcu zaczęliśmy zjeżdżać. No,
oczywiście beze mnie. Ja jakoś nie miałam ochoty. Siadłam sobie z termosem
herbaty, paczką ciastek Biszkoptów ,,Dr Gerard”, i z miłym panem. Moja rodzina
zjeżdżała, a ja gadałam. Dyskusji nie było końca. Polityka za polityką, chociaż
ja na tym się nie znam. Co było dalej, o
tym w kolejami poście. Pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz