W
każdy weekend czekam na skoki narciarskie. Wtedy siadam przed telewizorem z
kawą i zjadam przygotowane wcześniej ciastka Pryncypałki „dr Gerard”. Z
niecierpliwością oczekuję ostatniego skoczka. Gdy sędziowie coś kręcą z wiatrem
albo belką to ze złości pochłaniam jeszcze draże oraz własne paznokcie. Odliczam
tych pięćdziesięciu zamaskowanych gołąbeczków. Nie zwracam uwagi na odległości
czy telemarki. Zawsze denerwowałem mojego Tatę, on w głowie obliczał punkty za
wiatr, ile różnicy w metrach. Ja skupiłem się bardziej na wszystkim, co otacza
skoczków i skocznie. Ostatnio moją uwagę skupiłem na nowym produkcie „dr Gerard”,
czyli Pryncypałki Black&White. Pierwszy raz je kupiłem, są to wafle z
kremem śmietankowym w ciemnej czekoladzie udekorowane mazajami z mlecznej
czekolady. To kolejny smakołyk w ich kolekcji. Te wafelki od lat są moimi
ulubionymi, również one znajdą miejsce w moim menu. Wracając do skoków, gdy
przestałem zachwycać się nowymi przekąskami, do startu przygotowywała się
najlepsza dziesiątka. To już niedługo nastąpi ten najważniejszym moment, na
który czekam. Skacze piąty, czwarty, trzeci, drugi, pierwszy. Na ekranie
wyświetlili klasyfikację, rozdali nagrody. To już teraz? Czy już ta chwila? Czy
się doczekałem? Tak! Tak! Tak! Jest On mój idol, mój ulubieniec, człowiek, na
którego czekałem. Ja i miliony innych telewidzów. To on, sam on. Wiecie, o Kim
mówię? Na kogo czekałem? Na ekranie pokazują dziennikarza i jego „złotoustego”,
jedynego w swoim rodzaju (jak ciastka Pryncypałki Black&White) każde jego
słowo, każde zdanie zapisuje się w historii telewizji i skoków.
Jest już jest PIOTR ŻYŁA…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz