Zrobiło się gwarno,
jak w barze piwnym. Najbardziej dokazywali najmłodsi. Wymyślali sobie jakieś
wrzaskliwe zabawy i tak dawali „do wiwatu”, że co niektórzy dostawali
szczękościsku. A siły mieli przy tym niespożyte! Rumieńce zaczęły tryskać z ich
policzków. Chyba ten rejwach dotarł do drzemiącej babci Łucji, bo przyszła do
salonu i rozglądnęła się, mając niezbyt zachwyconą minę. Nagle nastała taka
cisza, że chyba gdyby nawet komar „bąka” puścił, to byłoby słychać! Babcia
radośnie uśmiechnęła się i usiadła na swoim zaszczytnym miejscu. Teraz
rozpoczęła się normalna, kulturalna dyskusja. Wspominaliśmy sobie wcześniejsze
czasy… Jak spotykaliśmy się na różnych rodzinnych imprezach – kto z nami był a
teraz już niestety ich już nie ma… Ale ogólnie rzecz biorąc, to było bardzo
przyjemnie i wesoło! Cały czas ktoś przeglądał zawartość menu – a to sałatki,
to coś do sałatek… Dużym powodzeniem – zwłaszcza u dzieci cieszyły się ciastka,
desery i słodycze. Zwłaszcza te z firmy Dr. Gerard! W trakcie zabawy maluchy
tak nakruszyły, że ciotka Dorotka stwierdziła, że chyba trzeba będzie zawołać
kury od sąsiada aby wydziobały te wszystkie okruchy… takie smakołyki jak na
przykład pryncytorcik, zwierzaki wielozbożowe albo też zwierzaki maślane – są fantastyczne,
ale w trakcie kiedy dzieciaki rozrabiają, to zawsze efekt uboczny musi być
jeden… Mnóstwo okruchów! Na szczęście desery przygotowane z tych produktów, nie
dają się kruszyć! Można się nimi co prawda nieźle uciapać, ale mamusie już
zadbały o to aby do tego nie dopuścić. A desery te również były wręcz
rewelacyjne! Sama ciotka Dorotka je przygotowywała – a ona to potrafi…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz