wtorek, 31 stycznia 2017

Uspokajające ciastka


   Drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia a. d. 2016r. – czyli Św. Szczepana. Po dwóch i pół dnia lenistwa, należało wracać do domu. Pożegnaliśmy się ze wszystkimi i zawczasu – aby było jeszcze jasno, udaliśmy się w drogę powrotną. Niby nie jest daleko, dwadzieścia parę kilometrów – a w linii prostej nawet 15 km, ale zawsze to w taki dzień wracać, to duża niewiadoma – dużo większa jak w zwykły dzień… Bo to i warunki atmosferyczne dość trudne, bo zimowe – ze śniegiem i mrozem… A to „niedzielni” kierowcy – a czasami jeszcze „na dwóch” gazach… Zawsze lepiej być przezornym i ostrożnym! Wsiedliśmy z Małgosią – moją żoną – do samochodu i ruszyliśmy do domu. Nie mieliśmy najmniejszych problemów z dotarciem na miejsce. Drogi były czarne i tylko nieco wilgotne, lecz nie śliskie. Lokalne radio podawało, że do tej pory przez święta, drogowcy rozsypali na ulice miasta ponad sto ton soli! Śmialiśmy się z Małgosią, że to białe na poboczach, to pewnie sól a nie śnieg! Małgosia wyciągnęła ze schowka jakieś ciastka. Zjadła jedno z nudów, bo ruch był dość spory i dosłownie wlekliśmy się w koszmarnie żółwim tempie. Powiedziała że wyjątkowo smaczne. Spojrzałem – były to Mafijne Choco – firmy Dr. Gerard. To są moje ulubione! Też wziąłem jedno… Dla Małgosi pozostało ostatnie. Jeszcze kilka zakrętów – i będziemy w domu… W tym momencie zadzwoniła komórka Małgosi – dzwoniła ciotka Dorotka. Małgosia zaczęła się dziwnie jąkać… Przestała rozmawiać – i mówi mi że chyba musimy wracać… Bo wypadły jej dokumenty i klucze z torebki i leżały pod wieszakiem… Zdenerwowałem się i sięgnąłem po kolejne ciastko, ale opakowanie było puste. Jeszcze bardziej się zdenerwowałem! Małgosia znalazła za to jeszcze inne ciastka - zwierzaki maślane. Po zjedzeniu opanowałem się natychmiast… Przecież ja mam klucze – a tamte „nie zając – nie uciekną”! Odbierzemy przy okazji!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz