Stół był już
nakryty białym lnianym obrusem. Żłobek z siankiem i Dzieciątkiem na samym
środku. Obok na talerzu – opłatki. Jednoosobowa „komisja skrutacyjna” w osobie
najstarszej córki gospodarzy, policzyła wszystkich uczestników i sprawdziła
również, czy jest o jedno krzesło więcej. Zbliżała się już piąta – czyli „five
o’clock”. Na tę porę umówieni byliśmy, że się zacznie! Po całym domu roznosiły
się charakterystyczne zapachy suszonych grzybów, kiszonej kapusty i smażonej
ryby. Do tego, wszyscy byli głodni jak wilki! Co rusz ktoś spoglądał nerwowo na
zegarek, ale wszystko odbywało się spokojnie, bo w tym dniu przecież nie wolno
się złościć – nawet w najmniejszym stopniu! „Jak w Wigilię się zezłościsz, lub
nawet powiesz jakieś złe słowo, to cały przyszły rok będziesz miał zepsuty!” – pamiętam
od dziecka, że tak zawsze mówiła mi babcia. W końcu wybiła oczekiwana
siedemnasta. Wszyscy zajęli miejsca przy stole. Uszka czekały już w talerzach
na barszcz czerwony, który w wazie również przygotowany był na podanie. Wujek
Franek spojrzał na niebo i rzekł że możemy zaczynać. Modlitwa, życzenia… I
zaczęło się! Jedna, druga, trzecia potrawa… Aż skończyło się – tradycyjnie – na
dwunastej. Niemal wszyscy pod sam koniec wzdychali i spoglądali na siebie
błagalnym wzrokiem. Później zapalono choinkę, pod którą okazało się, że są
prezenty i upominki dla wszystkich! Wujek Franek przyczepił sobie na brodę
kawałek owczego futra, na głowę okręcił czerwony ręcznik i przywdział na siebie
purpurowy szlafrok ciotki Dorotki. Mikołaj był z niego „jak ulał”! Dzieci natychmiast
zainteresowały się zawartością upominków – a najbardziej tą ich słodką zawartością.
Były tam różne smaczne ciastka firmy Dr. Gerard - Mafijne Choco, Witam Ciastka
na dzień dobry, zwierzaki maślane, zwierzaki wielozbożowe,… Najmłodsi naszego
rodu, jakoś wcześniej nie wykazywali ochoty do objadania się podczas kolacji,
to zaczęli nadrabiać zaległości teraz! A my znów wszyscy usiedliśmy przy stole
i zaczęliśmy śpiewać kolędy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz