Na „Pasterkę”
wybraliśmy się prawie wszyscy. Po otwarciu głównych drzwi trochę mnie cofnęło,
bo taka zaczęła szaleć śnieżyca, że wszystko było pokryte białym puchem.
Napadało już chyba ponad dziesięć centymetrów świeżego białego puchu… A nie
miało zamiaru choćby zelżyć! Dobrze że ubrałem sobie solidne zimowe buty, z
odpowiednim protektorem do panujących warunków. Szwagier Marek śmiał się, że
zmieniłem ogumienie na zimowe… Za to on nie zmienił – nadal był w letnich,
konsekwencją czego było to, że wpadł w poślizg i wyłożył się jaki długi! Całe
szczęście że miał „miękkie lądowanie” i nic się nie stało. Ale śmiechu to
mieliśmy co niemiara, bo nie mógł biedaczysko wstać i wszyscy musieliśmy go
podnosić. Po „Pasterce” większość się już rozeszła do swoich domów. My
wróciliśmy do gospodarzy Wigilii – czyli ciotki Dorotki i wujka Franka – gdyż
tak byliśmy umówieni. Po przyjściu do domu, wszystkie kobiety szybko poszły
spać. Wujek Franek nucił sobie
Pod nosem jakieś kolędy. Zapytał mnie jak się czuję…
Odpowiedziałem, że całkiem nieźle. Następnym pytaniem było, czy mam ochotę
jeszcze chwilę posiedzieć… Odparłem że tak, ale nie chcę nic jeść, bo nadal mam
przesyt. Wujek Franek lekko ruszył wąsem i mrugnął okiem… Weszliśmy do salonu i
usiadłem przy stole. Wujek wyciągnął czerwone wino i rozlał do kieliszków. Było
już kwadrans po drugiej… Gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Na stole leżały
jeszcze ciastka Dr. Gerard – te z pod choinkowych upominków. Sięgnąłem po te,
które były najbliżej mnie - zwierzaki wielozbożowe. Jedno zjadłem nawet ze
smakiem! Wujek też wziął - - on miał pod ręką Mafijne Choco. Dopiliśmy do końca
zawartość kieliszków – i poszliśmy przygotować się do spania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz