czwartek, 26 stycznia 2017

Między Wigilią - a Bożym Narodzeniem




   Na „Pasterkę” wybraliśmy się prawie wszyscy. Po otwarciu głównych drzwi trochę mnie cofnęło, bo taka zaczęła szaleć śnieżyca, że wszystko było pokryte białym puchem. Napadało już chyba ponad dziesięć centymetrów świeżego białego puchu… A nie miało zamiaru choćby zelżyć! Dobrze że ubrałem sobie solidne zimowe buty, z odpowiednim protektorem do panujących warunków. Szwagier Marek śmiał się, że zmieniłem ogumienie na zimowe… Za to on nie zmienił – nadal był w letnich, konsekwencją czego było to, że wpadł w poślizg i wyłożył się jaki długi! Całe szczęście że miał „miękkie lądowanie” i nic się nie stało. Ale śmiechu to mieliśmy co niemiara, bo nie mógł biedaczysko wstać i wszyscy musieliśmy go podnosić. Po „Pasterce” większość się już rozeszła do swoich domów. My wróciliśmy do gospodarzy Wigilii – czyli ciotki Dorotki i wujka Franka – gdyż tak byliśmy umówieni. Po przyjściu do domu, wszystkie kobiety szybko poszły spać. Wujek Franek nucił sobie
Pod nosem jakieś kolędy. Zapytał mnie jak się czuję… Odpowiedziałem, że całkiem nieźle. Następnym pytaniem było, czy mam ochotę jeszcze chwilę posiedzieć… Odparłem że tak, ale nie chcę nic jeść, bo nadal mam przesyt. Wujek Franek lekko ruszył wąsem i mrugnął okiem… Weszliśmy do salonu i usiadłem przy stole. Wujek wyciągnął czerwone wino i rozlał do kieliszków. Było już kwadrans po drugiej… Gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Na stole leżały jeszcze ciastka Dr. Gerard – te z pod choinkowych upominków. Sięgnąłem po te, które były najbliżej mnie - zwierzaki wielozbożowe. Jedno zjadłem nawet ze smakiem! Wujek też wziął - - on miał pod ręką Mafijne Choco. Dopiliśmy do końca zawartość kieliszków – i poszliśmy przygotować się do spania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz