Gorąco było jak
diabli. Słońce tak mocno przypiekało, że musiałem po drodze skrapiać się wodą
mineralną. Spacerując sobie, szukałem cienia, ale na szczęście nie miałem
żadnego kłopotu ze znalezieniem go, bo było już po szesnastej. Temperatura
sięgała już ponad 30 stopni. Nagle – ni stąd, ni z owąd – pojawiła się
granatowa – prawie czarna chmura. Nawet początkowo byłem zadowolony, że spadnie
jakiś deszczyk i odświeży powietrze. Lecz kiedy zerwała się olbrzymia wichura,
to mina mi nieco zrzedła… Ptaki które jeszcze kilka chwil temu fruwały,
zniknęły chowając się w jakichś bezpiecznych dla nich miejscach. Wiać zaczęło z
nieokreślonych kierunków tak, że ulice zostały zamiecione, dosłownie w pół
minuty. Oj, żebym tylko zdążył dojść do sklepu i zrobić zakupy – a najważniejsze
z nich, to ciastka Dr Gerard, bo jutro nie będę miał nic słodkiego do kawy – a rano
nie będzie mi się chciało biegać. Chmura zasłoniła już prawie całe niebo, duże
krople deszczu zaczęły uderzać mocno o dachy samochodów. Temperatura powietrza
obniżyła się chyba o dwadzieścia stopni. To cholerne zimno potęgował jeszcze
ten okropny wiatr. Zawróciłem natychmiast jak się spostrzegłem, że nadchodzi
jakaś nawałnica, ale wszystko postępowało tak szybko, że nie było szans aby
dojść do domu, przed rozpoczęciem całej tej zawieruchy. Do marketu w którym
miałem zrobić zakupy, pozostało mi jeszcze około 150 metrów. Jak dojdę do
niego, to zrobię zakupy i przeczekam tam do końca burzy – będzie tam ciepło i
bezpiecznie. Jak doszedłem, to najpierw musiałem wytrzepać piach z włosów, bo wiatr
tyle mi go nawiał, że wyglądałem jakbym z Sahary wrócił. Później zrobiłem
zakupy – to znaczy… powrzucałem do wózka to co miałem kupić:
- Mafijne Choco
- Witam Ciastka na dzień dobry
- czekoladki
- pryncytorcik
Naszukałem się jeszcze, bo chciałem kupić ciastka Jungle
czekoladowe lub truskawkowe, ale nie znalazłem ich nigdzie. Widocznie zostały
już wykupione… To nic – może będą na następny dzień…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz