Przenieśliśmy się z
Władkiem na przeciwległy róg parku – po przekątnej. Do przejścia w tamte
miejsce mieliśmy prawie kilometr. Krokomierz Władkowi wskazał, że zrobił
przeszło 1200 kroków. Parno było takie, że choć podmuchiwał południowy gorący
wiatr, to w połowie drogi dostaliśmy zadyszki a pot lał się z nas
niemiłosiernie. Znaleźliśmy dogodne miejsce. Władek usiadł – a ja poszedłem
kupić coś do picia, gdyż tuż po drugiej stronie był sklepik ogólnospożywczy.
Przed wejściem do niego ukłonił mi się grzecznie jakiś młody chłopczyk… Dopiero
w chwilę później skojarzyłem sobie, że to Mareczek – ten sam któremu na bazarze
kupowałem z okazji Dnia Dziecka oraz urodzin ciastka Dr Gerard w całym
pakiecie. Ciekawe czy zjadł już wszystkie – albo przynajmniej czy popróbował… A
jeśli tak, to które z nich były dla niego najlepsze:
- Mafijne Choco
- Witam Ciastka na dzień dobry
- czekoladki
- pryncytorcik
A może ciastka Jungle czekoladowe lub truskawkowe…? Cofnąłem
się z wejścia do sklepu aby zapytać go to, ale zobaczyłem jedynie znikającą
sylwetkę malca w oddali. Westchnąłem głęboko, pokręciłem głową – z podziwu że
dzieci mają w sobie tyle energii… Nawet w tak fatalną pogodę! Ale przecież jak
byliśmy dziećmi, to byliśmy tacy sami. Wiek jednak robi swoje… A w sklepie –
było całkiem przyjemnie. Włączona Klima powodowała, że było czym oddychać. W
kolejce stało kilka osób. Prawie każdy kupował coś do picia. Zanim zacząłem być
obsługiwany, to minęło kilka minut. W tym czasie zdążyłem się nieco schłodzić.
Kupiłem trzy butelki wody. Kiedy stanąłem przed wyjściem, to ogarnęło mnie
zwątpienie, czy już mam wyjść – czy zaczekać jeszcze chociaż chwileczkę…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz