Witam,
serdecznie. Czas urlopu już za mną. Wyjazd zaplanowany zimą, latem udał się w
stu procentach. Pogoda była wymarzona. Spędzaliśmy cudowne chwile nad Morzem. Spacerowaliśmy
brzegiem przy zachodzie słońca, pluskaliśmy się w falach naszego Bałtyku oraz
opalaliśmy się na cudownych plażach. Każdego dnia towarzyszyły nam produkty „dr
Gerard”, czasem były to czekoladki innym ciastka francuskie posypane cukrem. Na
piesze wycieczki zabieraliśmy słone przekąski. Nie wiedziałem, że jest taki
duży wybór, paluszki, krakersy, talarki, zwierzaki, ciastka francuskie. Coś smacznego
dla każdego. Ja uwielbiam krakersy i paluszki, moje dzieci również, więc nie
mogło zabraknąć nam tych przekąsek. Czekoladki nie wszędzie możemy zabrać, np.,
gdy jedziemy w słoneczny dzień lub w zatłoczonym autobusie. W takich sytuacjach
sprawdzają się krakersy. Wracając do wypoczynku, dzień mieliśmy zaplanowany,
rano plaża, przed południem kawa, potem obiad, przed siedemnastą plaża, ok
dwudziestej kolacja, następnie zachód słońca, spacer po mieście a dzieciaki
salon gier. Dziennie robiliśmy na nogach około piętnastu kilometrów. Czy to
jest bierny wypoczynek. Czy to był plażing, smażing? W 35 stopniach w cieniu
nie dało się wysiedzieć na plaży. Tropik, tak można to nazwać. Musieliśmy szukać
zacienionych miejsc. Dodam, że nad morzem to lubię smażone rybki a nie moje
ciało. Po tygodniu, gdy wracaliśmy, miny mieliśmy nie tęgie. Nawet Bałtyk
posmutniał, nabrał ciemnych barw i uderzał sztormowymi falami o brzeg. Po kilku
godzinach jazdy, byliśmy w domu. Nadal chcieliśmy zawrócić do Rowów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz