Pomiędzy różnego
rodzaju czerwcowymi wydarzeniami – typu rocznice, urodziny, imieniny – to miało
miejsce wydarzenie, na które bardzo wiele osób czekało od dwunastu lat. Takie
szaleństwo na świecie występuje co cztery lata, lecz my czekaliśmy z
niecierpliwością, oraz ogromną nadzieją od 2006 roku. Mowa rzecz jasna dotyczy
Finałów Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej. Od kiedy zakwalifikowaliśmy się do
tego turnieju po raz ósmy, to w całej Polsce nastąpiła prawdziwa euforia – a media
dodatkowo tak nakręcały atmosferę, że wielu fanów poczuło, iż jesteśmy już „mistrzami”
– jeszcze przed rozpoczęciem turnieju. Przyznam szczerze, że sam nieco uległem
tej propagandowej machinie i nie mogłem doczekać się pierwszego meczu naszych „orłów”.
Mecz ten wypadał we wtorek, szóstym dniu turnieju – 19 czerwca o godzinie 17:00
polskiego czasu. Zwycięstwa nad rzekomo rozpracowaną od momentu losowania
drużyną Senegalu byłem pewny, jak dziury w kieszeni, która zrobiła mi się w
dżinsach od noszenia kluczy. Odpowiednio przygotowałem się pod względem zasobu
wszelakiego rodzaju napojów, oraz ciastek Dr Gerard. Z Tomkiem – sąsiadem z
naprzeciwka ugadaliśmy się, że będziemy kibicować wspólnie. Zrobiliśmy zatem
losowanie u kogo oglądniemy pierwszy mecz. Wyszło na to że u mnie. Rano
poszedłem zrobić zakupy. Kiedy podszedłem do regału z ciastkami, to było przy nim
sporo osób. Każdy kupował coś do przegryzania na mecz. Wrzuciłem do wózka sporo
opakowań Krakersa Artur Mix 100g, bo bardzo smakowały mi w zupie – krem u
Małgosi na imieninach. Takie słone przekąski, to świetna rzecz na mecz – i nie
tylko. Poza tym kupiłem też:
- ciastka francuskie posypane sezamem
- Torcik c-moll kokosowy
- torcik zbożowy
A te torciki to na zwycięską fetę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz