Kiedy skręciłem na
wydeptaną w śniegu ścieżkę która prowadziła wprost do bloku, to śnieg padał już
tak mocno że wiejący wiatr powodował gęste zawieje i zamiecie. Do tego
wyślizgana ścieżka. Była ona tak oblodzona jak pospolita szklanka, została
wyślizgana przez szalejące z radości dzieci, które praktycznie rozpoczęły już
zimowe ferie. Zimowa przerwa w szkole dała się zauważyć już w sklepach, bo ruch
był większy niż zazwyczaj, zwłaszcza przy produktach które uwielbiają dzieci.
Mamy robiły swoim pociechom zapasy słodyczy, aby miały smaczny suchy prowiant w
czasie podróży na zimowisko. Jak chciałem kupić sobie ciastka Dr. Gerard, do
codziennej porannej kawy, to nawet nie mogłem się dopchać. Gwarno było jak na
bazarze! Każdy stojąc w kolejce do kasy, miał w koszyku jakieś smakołyki – a przeważnie
to po kilka ich rodzajów! Mafijne Choco, zwierzaki maślane, zwierzaki
wielozbożowe, pryncytorciki… Ale kupiłem w końcu to co chciałem i skierowałem
się ku blokowi. Aż tu tak zaczęło mocno sypać, że nic nie można było zobaczyć!
Dzieci zaczęły wrzeszczeć i piszczeć z radości, bo większość z nich to w swoim
życiu takiej zimy nie widziała. Śniegu nasypało już chyba ponad pół metra. A „pogodynka”
zapowiadała, że jeszcze ma dosypać ze trzydzieści centymetrów! Dla dzieci to
wielka radość – dla starszych raczej zmora… Ale jak wszedłem na tą śliską
ścieżkę, to tak się poślizgnąłem, że z impetem wpadłem na sąsiadkę! A ona też
się poślizgnęła – i oboje wyłożyliśmy się jak śledzie! Dzieci miały śmiechu co
niemiara! Ale najważniejsze że nikomu nic się nie stało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz