Nowy Rok po takiej
zabawie, to naprawdę wielka przyjemność! Takiego przyjemnego 1 stycznia, to
jeszcze w życiu nie obchodziłem. Bez bólu głowy, świeżość, radość, zdrowie i
dobry humor. A do tego dobre towarzystwo. Chyba już zawsze „Sylwestra”
obchodził w podobny sposób – jedynie kieliszek szampana i dobra zabawa! I ani
kropli alkoholu więcej! Z rana – noworoczne śniadanie, dobra kawa, oraz jeszcze
lepsze ciastka Dr. Gerard… Rozmowy, wspomnienia, wiele radości… Później lekki
obiad – a po obiedzie, bieszczadzki kulig zakończony ogniskiem. Aura w tym roku
sprawiła, że kulig noworoczny był prawdziwy – na saniach z płozami a nie na
kołach. Te najprawdziwsze sanie, ciągnęły prawdziwe konie. Nie traktor, jak w
poprzednie lata. Konie były pięknie przybrane. Miały przywieszone dzwonki,
których rytmiczny dźwięk znakomicie komponował się z basowymi pokrzykiwaniami
mężczyzn, oraz cienkimi piskami kobiet. Nie było tylko pochodni, które jeszcze
sprawniej zastępowały elektryczne latarki. Trasa miała 15 km długości. Kiedy
wróciliśmy na miejsce, to było już ciemno. Z dala poczuć można było zapach
rozpalonego ogniska. Ostre powietrze oznajmiało, że zanosi się na mroźną noc. Po
zejściu z sani i stąpnięciu na śnieg, mocno zaskrzypiało pod butem. Przyszliśmy
do rozpalonego ogniska, gdzie można było przypiec sobie kiełbaskę, mięsiwo – i napić
się czegoś gorącego. Nalałem sobie grzańca do ceramicznego kubka. Sięgnąłem po
ciastko – do wyboru były: - Mafijne Choco, - zwierzaki maślane, - zwierzaki
wielozbożowe… Wszystkie od Dr. Gerard. Pobyt sylwestrowo-noworoczny zbliżał się
ku końcowi… Może za rok, również będzie tak miło…?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz